Vedymin
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 | ||
Poprzednia | Jesteś na stronie 8. | Następna |
Nieznajomy tymczasem podszedł do wieszaka.
Zwinnie płaszcz czarny zrzucił z starego kubraka,
rękawy swe poprawił, na sznurki wiązane,
westchnął, spojrzał z niechęcią na drewnianą ścianę,
wyrzekł jakieś przekleństwo pod karczmy adresem,
tknął swój wilczy medalion, tknął i srebra mieszek,
miecz poprawił, który mu na plecach spoczywał,
po czem do lady wrócił, by napić się piwa.
Przysiadł sobie przy ladzie obitej buczyną.
Przysiadł, z smutnym spojrzeniem i marsową miną.
Kufel, na brzuchu wsparty, trzyma na kolanach,
na stołku się odchyla i pyta barmana:
"Znajdzie się u Was, panie, łóżko do posłania?
Na jedną noc chcę tylko, nie trzeba śniadania.
Liczby gwiazdek nie pytam; wszak pod niebem gołym
stokroć więcej ich miałbym, a tam spać nie skorym.
Wolę izdebkę małą z klepiskiem z kamienia...
Znajdzie się taka dla mnie?". Na to barman: "Nie mam!
Nie mam, Panie. Śpróbujcie w Narakorcie Starym.
Ślicznie mają stoliczki, z atłasu kotary...".
Przerwał mu prędko wiedźmin: "Nie chcę w Narakorcie!
Narakort nie na mój gust, już wolę spać w porcie!
Tutaj mi się podoba! Miejsce... ekhm... urocze...
Jeśli mnie Waść ugościsz, srebrem Cię ozłocę!
Zapłacę Ci, na bogów! Słowo moje daję!"
Tak wiedźmin przekonuje i ze stołka wstaje.
On wstaje, daje słowo, zaś cnych Lisowczyków
(trzech ich było) szlag trafia, gdy przy swym stoliku
siedząc, słuchać zmuszeni są błagań wiedźmina.
Wszak jak to? ów odmieniec, ta wstrętna gadzina,
ten złodziej (domniemany), ten rivski włóczęga,
na honor się zaklina?! Na bogów przysięga?!
To przeca jest obraza, praw ludzkich i boskich!
Z obrazy Lisowczycy wnet wyciągną wnioski.
Od stolika powstają. Westernowym krokiem
podchodzą do mężczyzny. Półkolem szerokiem
wokół obcego stają, po czem, w słowach paru,
zachęcają wiedźmina do zmiany lokalu.
[Słowa są niewybredne, lecz kompanii zdanie
jest takie, że vedymin był zasłużył na nie.]
Wiedźmin nie reaguje. Takowa zniewaga
bez echa przejść nie może - ją zmazać wypada!
Ruszają Lisowczycy. Krew szumi im w skroniach,
złość błyszczy w ich spojrzeniach, żyły są na dłoniach,
walczyć chcą. Jeden z trójki (po ospie miał znamię)
podchodzi do wiedźmina, łapie go za ramię.
Swe palce wbija w rzemień, co przez pierś obcego
na skos ku biodrom biegnie, i - na domiar złego -
kufel z rąk mu wytrąca. Ten o ladę brzęczy,
świece już przygasają, wiatr za oknem jęczy,
cisza w karczmie zalega, cisza jest złowroga,
piszczą drzwi w swych zawiasach i skrzypi podłoga.
Śmierć kosę ostrzy, radość z twarzy Jej wyziera...
Wiedźmin wzrok swój podnosi... Będziemy umierać...
Poprzednia | Jesteś na stronie 8. | Następna |
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 |