Perypetie pewnego młodzieńca

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17
Poprzednia Jesteś na stronie 4. Następna

Ponieważ na razie Vixelowi nie przydarzy się nic ciekawego, przenieśmy się do stolicy państwa, w którym zostało osadzone to opowiadanie. Państwo to zapewne ma jakąś nazwę, ale dla Ciebie, Drogi Czytelniku, nie ma ona najmniejszego znaczenia, podobnie zresztą jak nazwa jego stolicy. Jesteśmy więc w nienazwanej stolicy bezimiennego państwa. To, co Ciebie, Drogi Czytelniku, interesuje w tym miejscu, to pałac królewski (bo musisz wiedzieć, że wiadomym państwem rządzi najprawdziwszy król, a więc, co dość łatwo wywnioskować, państwo to jest królestwem), a konkretnie scena rozgrywająca się właśnie w sali tronowej.

- Jak to wylany?! - stary czarodziej nie mógł uwierzyć w to co właśnie usłyszał.

- Uaa - Król ziewnął i ugryzł kawałek bażanta na miodzie - A tak to - powiedział sennie, lecz w jego głosie czaiło się rozbawienie. - Po prostu cię zwalniam.

- Ależ Królu, dlaczego?

- Och, to całkiem proste. Byłeś moim magiem nadwornym zdecydowanie zbyt długo. Pora na jakąś zmianę, bo zaczniesz się robić nudny. W zasadzie to już zacząłeś - ponownie ziewnął, nie przejmując się zasłanianiem ust.

- Przecież jestem najlepszym czarodziejem w państwie, Królu, nie znajdziesz nikogo lepszego ode mnie - upierał się stary mag.

- Och - Król tracił cierpliwość. - Masz dwie godziny na spakowanie swoich rzeczy i wyniesienie się z zamku - ziewnął, po czym skinął ręką na gwardzistów stojących przy drzwiach.

Starzec chciał jeszcze coś powiedzieć, ale strażnicy kulturalnie wyprowadzili go szamoczącego się z sali.


Poprzednia Jesteś na stronie 4. Następna
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17