Perypetie pewnego młodzieńca
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 | ||
Poprzednia | Jesteś na stronie 3. | Następna |
Nie przejmuj się zbytnio, Drogi Czytelniku, rozwojem wypadków, na razie bowiem wszystko jest pod kontrolą, i idzie według planu. Vixel zresztą nie zmartwił się wcale swoją nagłą eksmisją.
Znalazłszy się przed drzwiami Vixel na wszelki wypadek spojrzał w lewo. I słusznie. Pod otwartym oknem leżała różdżka Mociumpana. Musiała mu wypaść, gdy machał rękami, odganiając dym. Vixel schylił się i szybko ją zabrał. Była to wysokiej jakości różdżka z drewna, z profilowaną rączką i inskrypcją na niej: "made in Bracada". Ładna - pomyślał Vixel, chowając ją do kieszeni. Potem raźno ruszył przed siebie wesoło pogwizdując, i czasami wybuchając śmiechem.
Oho - ruszył, ale dokąd? Wyjaśnienie, Drogi Czytelniku, jest całkiem proste. Nie zapominajmy bowiem, że Vixel jest bohaterem tego opowiadania, więc gdziekolwiek ruszy, na pewno trafi tam, gdzie ma trafić.
Wieża Mociumpana znajdowała się, jak na wieżę maga przystało, w środku lasu. A jak wiadomo bohater nie może sobie tak po prostu przejść przez las, bo inaczej co to byłoby za opowiadanie?
Promienie słońca, powoli zmierzającego w stronę horyzontu, prześwitywały przez małe liście, lekko falujące na delikatnym wietrze, tworząc w powietrzu przedziwną mozaikę i malując na ziemi niepojęty obraz z plam światła i poruszających się cieni. Czyste, leśne powietrze niosło świergot ptaków, powoli wracających na noc do swych gniazd. Drzewa szumiały, poruszając się w swym niezwykłym tańcu, i jakby nucąc przy tym melodię, dziwną, niepowtarzalną i tajemniczą.
Vixel, onieśmielony tą symfonią natury, czarującą i sycącą serca swą poezją cudowną aż do utraty tchu, powoli odmierzał kroki, stąpając po wilgotnej leśnej ściółce, i rozkoszując się otaczającym go czystym, dziewiczym pięknem.
Można też powiedzieć, że Vixel po prostu szedł przez las.
Maszerował już kilka godzin, i teraz żałował, że przed opuszczeniem wieży nie przebrał się w wygodniejsze ciuchy. Jego strój magicznego adepta zdecydowanie nie nadawał się do pieszych wędrówek. Wiedział jednak, że wkrótce las się skończy, a on będzie mógł odpocząć.
Nagle zobaczył przed sobą strasznego potwora.
W tym miejscu, Drogi Czytelniku, należy Ci się odrobina wyjaśnienia. Otóż lasy, jak powszechnie wiadomo, pełne są potworów, i to wszelakich. Dużych, małych, włochatych, ciemnobeżowych, a nawet potwornych. Ten akurat był straszny. A skoro już to wiesz, możesz dalej obserwować tę mrożącą krew w żyłach scenę.
Straszny potwór ryknął rozwścieczony i ruszył w stronę Vixela, kłapiąc zębami (strasznymi). Vixel też ryknął, ale ze strachu, lecz ruszyć się nie mógł bo nogi miał jak z ołowiu. A ponieważ kłapanie zębami w jego wykonaniu wypadłoby co najmniej niepoważnie, wyciągnął z kieszeni różdżkę Mociumpana i skierował w stronę strasznego potwora.
Nagle straszny potwór zatrzymał się i wytrzeszczył oczy. Zaryczał, po czym odwrócił się i w popłochu pobiegł przed siebie. Po chwili zniknął za drzewami.
Vixel spojrzał na różdżkę, przeniósł wzrok na miejsce gdzie przed chwilą stał straszny potwór, wzruszył ramionami i ruszył w dalszą drogę.
Poprzednia | Jesteś na stronie 3. | Następna |
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 |