Perypetie pewnego młodzieńca

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17
Poprzednia Jesteś na stronie 7. Następna

Aby nie krępować Vixela naszą obecnością, Drogi Czytelniku, zobaczmy sobie raz jeszcze, co dzieje się w znanej nam już sali tronowej, w pałacu w stolicy wiadomego państwa, czyli notabene nie tak znowu daleko od tej sympatycznej karczmy o jakże sympatycznej nazwie.

- 0¦także ogółem zaginęło trzydzieści owiec - sekretarz odczytał zapis na pergaminie i spojrzał na Króla.

- Hrrrrrr...

- Ekhm, Królu!

- Hrr...co? A tak tak, dalej proszę - Król machnął ręką i znowu przymknął oczy.

Sekretarz zerknął na pergamin.
- Jakiś wieśniak doniósł, że kilka godzin drogi od stolicy wielka horda potworów zaatakowała państwo. Na szczęście jakiś wielki czarodziej, o imieniu...hm, Vixel, przy akompaniamencie błyskawic i kul ognia spadających z nieba, rozgromił ją.

Król ożywił się, i nawet wyprostował na tronie.
- No - mruknął. - W końcu coś ciekawego! Mówże zaraz co to były za potwory, ile ich, i cóż to za wielki czarodziej - w głosie Króla znać było podniecenie.

- Potwory były straszne, a ich liczbę wieśniak szacował na dziesiątki - mówił sekretarz czytając zapisy na pergaminie. - O czarodzieju wiadomo tyle, że jest młody, ale bardzo potężny.

- Doskonale! Ach nareszcie coś innego niż te banały, od których tracę apetyt - poklepał się po swoim brzuchu, leżącym na udach. - Znajdźcie mi jak najszybciej tego czarodzieja, i sprowadźcie do pałacu. To wszystko na dziś.

Sekretarz skłonił się i ruszył w stronę drzwi.
- Aha, jeszcze jedno - zatrzymał go Król - powiedz kucharzowi, żeby przyrządził mi na kolację kaczkę nadziewaną daktylami. Najlepiej trzy. Tylko niech dokładnie oskubie.

Sekretarz skłonił się ponownie i wyszedł z sali.


Poprzednia Jesteś na stronie 7. Następna
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17