Magowie
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 | ||
Jesteś na stronie 1. | Następna |
Część 1
Magia pierwszego pokolenia
W ogromnej Bibliotece panował wszędobylski półmrok. Wszystko wyglądało przez niego na bardziej tajemnicze niż w rzeczywistości. Wysokie grube ściany podzielone były wąskimi balkonami na wiele pięter, podzielonych z kolei na kilka półek. Każda z nich uginała się pod ciężarem opasłych tomów, a w niektórych miejscach dodatkowo kilkuwiekowej warstwie kurzu. Nawet kamienna podłoga niemal w całości była zajęta przez ciasno ustawione ciężkie masywne drewniane konstrukcje, na których były poukładane najczęściej czytane księgi.
W całej Bibliotece było około 30 ludzi, ale choć była pewna ich obecności, niemal w ogóle nie widziała ich, ani nie słyszała.
Wiedziała jednak, że ciężko pracują.
Ona sama, będąc szefem jednej z grup Departamentu Kontaktów Magicznych, miała przywilej wydawania rozkazów innym i pracy jak chciała i gdzie chciała.
Dlatego też teraz siedziała przy ogromnym kamiennym stole z grubym drewnianym blatem, pamiętającym zapewne czasy Pierwszego Pokolenia.
Przeglądała jedną z ksiąg - "Zaklęcia dla początkujących".
Pamiętała z jakim przejęciem wypożyczała ją pierwszy raz. Była najmłodszą uczennicą w Wyższej Szkole Magów Pogodowych w Reptios. Jej kierunek był wąską specjalnością, ale chciała zajrzeć do jakiegoś innego podręcznika.
To chyba wtedy, po lekturze księgi postanowiła przenieść się do Akademii Wszechstronnego Kształcenia Magów w stolicy.
Nie obchodziło ją, że będzie musiała opuścić swoje strony i prawdopodobnie zerwać już i tak niezbyt częste kontakty z rodziną.
Złożyła odpowiednie papiery i została przyjęta. Dostała nawet stypendium i przywilej wyboru wykładowców. Była świadoma tego, że nie każdy może wybrać sobie mistrzów. Oczywiście wybrała tych najznamienitszych. Choć pewnym zdziwieniem w rektoracie przyjęto jej wybór wykładowcy kierunku psychomagicznego. Cieszył się on przydomkiem "niesamowity" i nie miał zbyt wielu uczniów. Wtedy ona była jedyną.
Nie robiono jej jednak specjalnych problemów związanych z tym wyborem.
Pracowała ciężko przez pięć lat. Rokrocznie zdobywała tytuł najlepiej zapowiadającego się maga.
Chyba już wtedy Mag-Biuro zwróciło na nią uwagę.
Chociaż aż do końca, do momentu otrzymania dyplomu i zaszczytnego tytułu "Atis Adea", który otrzymuje garstka wybrańców, nie zdawała sobie z tego sprawy. Była zatopiona w przeróżnych materiałach, nie zawsze oficjalnych i nie zwracała zbytniej uwagi na to co dzieje się dookoła niej i nie ma związku z nauką.
"Zaklęcia dla początkujących" były pierwsze.
Wracała do nich często. Znała je więc na pamięć, mimo iż zajmowały prawie 10 tysięcy stron.
Ale ten egzemplarz wydawał się być inny.
Jasne, że wiedziała o kumulacji w niektórych księgach energii jej czytelników, nie zawsze zresztą pozytywnej. Ale to nie było to.
Coś innego nie dawało jej spokoju.
Była jednak zmęczona. Trzy doby spędzone na dochodzeniu w większości w Bibliotece Akademickiej, były limitem nawet dla Najwyższych Magów. Powinna pozwolić swojemu organizmowi na kilka godzin snu. Albo chociaż na krótki trans odnawiający.
Nie miała jednak czasu na sen, więc pozostał trans.
Wstała od stołu i przechadzając się powoli wzdłuż jasnych plam promieni słońca wpadających przez wysokie wąskie okna do środka Biblioteki, przeciągnęła się parę razy. Doszła do zacienionego miejsca pod ścianą ozdobioną ogromnymi arrasami. Przyjrzała się im z uśmiechem.
Chwilę potem usiadła na podłodze, krzyżując nogi, zamknęła oczy i opuściła głowę. Parę głębokich oddechów i zaczęła powoli unosić się w powietrzu. Zatrzymała się na wysokości około 2 metrów i znieruchomiała.
Nikt nie zwrócił na to uwagi. Wszyscy dalej wykonywali swoje zadania.
Cisza i półmrok sprzyjały odpoczynkowi. Kontrolowanemu, ale zawsze odpoczynkowi.
Jednak po paru minutach w jej umyśle zapaliła się czerwona lampka.
Mimo transu, ciągle rozmyślała nad tym co wydarzyło się w Akademii w ciągu paru ostatnich tygodni.
Nagle, ciągle unosząc się w powietrzu, otworzyła oczy.
- Czy to możliwe? - zapytała cicho samą siebie.
Spojrzała na odległy kamienny stół. Księga, którą przeglądała uniosła się i płynnym ruchem zaczęła zbliżać się do niej. W końcu chwyciła ją i zaczęła ponownie przeglądać.
- A jednak... - mruknęła.
Uśmiechnęła się szyderczo.
Rozwiązała część zagadki.
Miała już narzędzie zbrodni.
Teraz musiała znaleźć motyw i mordercę.
- Szanowni panowie! - mówił podniesionym głosem Rektor, starając się uciszyć szepczących między sobą Magów. - Panowie! Proszę! Rina Pler chciałaby coś powiedzieć.
Rektor mógłby oczywiście rzucić jakieś zaklęcie, żeby wszystkich uspokoić, ale wśród profesorów panowała niepisana zasada, że nie będą nawzajem rzucali na siebie zaklęć.
Co innego ona - Rina Pler. Nie była profesorem, choć pewnie wielu z nich przewyższała umiejętnościami. Poza tym była "Atis Adea", no i oczywiście przedstawicielką Biura Federalnego.
Odczekała jednak jeszcze chwilę, a gdy sytuacja nie uległa zmianie, wyszeptała ciche zaklęcie.
Szepty ucichły jak ucięte nożem.
Wszyscy spojrzeli na nią, nie mogąc wydobyć z siebie głosu.
Rina, stojąc na podwyższonej mównicy profesorskiej, uśmiechnęła się i powiedziała:
- Dziękuję.
Potem wykonała niewidoczny gest i wszyscy odzyskali swoje głosy.
Nie odezwali się już jednak. Patrzyli na młodą kobietę, czekając na to co powie.
Rina odczekała jeszcze chwilę i zaczęła:
- Przede wszystkim przepraszam za wszelkie utrudnienia jakich przyczyną byłam ja i moi ludzie, a jakie spotkały panów w ciągu ostatnich dni. Zgodzimy się chyba jednak wszyscy, że wyjaśnienie zajść w Akademii jest w tej chwili najważniejsze.
Urwała na chwilę, rozglądając się ukradkiem po sali.
- Jestem już bliska rozwiązania sprawy i zakończenia dochodzenia. Chciałabym przekazać panom wyniki dotychczasowych badań.
Jeden z jej asystentów podszedł do mównicy i podał jej grubą księgę.
- Ta księga jest panom doskonale znana. To "Zaklęcia dla początkujących", jedna z najpopularniejszych pozycji w spisie każdego studenta. Jest tylko jednym z wielu odkrytych przeze mnie przykładów świadczących o prowadzonej tu działalności wywrotowej.
Urwała, pozwalając aby cichy szum zdziwienia przebiegł po sali.
Tym razem jednak szybko ucichł i Rina nie musiała używać zaklęcia.
Wszyscy ponownie spojrzeli na nią wyczekująco.
- Wszyscy trzej studenci, których śmierć badam, korzystali z tej i wielu innych ksiąg. Nie wiem które zaklęcia spowodowały to co wstrząsnęło całym waszych środowiskiem, ale jestem pewna, że były to zaklęcia. W dodatku nie były one rzucane przez osobę drugą.
- Jak to? - przerwał Rektor.
- Zrobili to sami.
Ponowny szum połechtał mile jej ego. Lubiła czasami wzbudzać podziw, lub po prostu szokować, szczególnie jeśli chodziło o mistrzów, którzy wiedząc kim jest, nie zawsze traktowali ją z należytym szacunkiem.
- Wszyscy wiemy co się stanie gdy rzucimy na kogoś zaklęcie. Ale co się stanie gdy zaklęcie, które wypowiadamy jest błędne? Nikt nie potrafi wtedy zareagować, bowiem tylko ten, kto rzuci zaklęcie, może je zdjąć. Trudno jednak zrobić to, gdy dotyczy ono poczynań ostatecznych. A do takich należy śmierć. W tej oto księdze znajduje się conajmniej połowa błędnie podanych zaklęć. Są to tylko te, które znalazłam po pobieżnym przejrzeniu podręcznika. Znalazłam też wiele innych równie popularnych pozycji książkowych zawierających błędy tego samego typu. Pierwsza z ofiar zginęła bezpośrednio po wypowiedzeniu jednego z zaklęć. Jak wiemy nie była to zbyt przyjemna śmierć. Druga spowodowała swoim zaklęciem niezamierzoną śmierć blisko 60-ciu osób. Kiedy młody adept sztuki magicznej zdał sobie sprawę ze swojego błędu, przyznał się do niego, prosząc o przebaczenie. Takie są udokumentowane fakty. Faktem jest też to, że nie uzyskał przebaczenia, lecz został zlinczowany, co skończyło się jego śmiercią w męczarniach. Trzecia, jak do tej pory ostatnia z ofiar, najprawdopodobniej popełniła podobny błąd. Tuż przed jego śmiercią zginęła w płomieniach cała 8-mio osobowa rodzina. Wyrzuty sumienia, trawiące młodego człowieka od wielu dni, spowodowały, że targnął się na swoje życie. Taka właśnie była moc błędnych zaklęć. Pytanie: jakim cudem w najpopularniejszych księgach pojawiły się złe zaklęcia? Wszyscy wiemy, że kiedy po raz pierwszy używa się zaklęcia nie zna się go dobrze. Dopiero długie ćwiczenia czynią nas biegłymi w ich użyciu, strukturze i znaczeniu. Żadna z ofiar nie była wybitną jednostką jeśli chodzi o posługiwanie się zaklęciami. Nie znali ich, nie potrafili więc powiedzieć czy są one prawidłowe czy też nie. Zaufali księgom, bo nie mieli podstaw aby tego nie czynić. Były przecież starsze niż ich rody. Dopiero dokładna analiza pozwoliła mi stwierdzić, że podejrzane księgi znalezione przez nas pochodzą z początku ubiegłego stulecia.
Szmer w sali był efektem niedowierzania.
Wszyscy wiedzieli, że Biblioteka Akademii Wszechstronnego Kształcenia Magów im. Pierwszego Pokolenia miała w swoich zbiorach najstarsze, nawet 2-tysiącletnie egzemplarze ksiąg magicznych. Owszem, były pisane nowe, ale od ponad pięciuset lat żadna z nich nie trafiła do Biblioteki. Z prostej przyczyny - od wieków nic nowego nie działo się w magii.
- Skąd "to" się wzięło?! - zakrzyknął Rektor, zapewne w imieniu reszty zgromadzonych.
- Na ten temat mam pewną hipotezę. Nie do końca zbadaną, ale sądzę, że to tylko kwestia czasu.
- Słuchamy. - zachęcił ją Rektor.
- Od wielu lat, oczywiście w ukryciu, a więc nielegalnie, działa wiele grup przeciwnych działalności podobnych instytucji do tej. Jak na razie ich działalność ograniczała się do mniej lub bardziej utrudniających życie poczynań. Nigdy nie doszło do aktów terroryzmu. Aż do tej pory.
Urwała rozglądając się po sali. Użyła zaklęcia, aby wyostrzyć swój wzrok i słuch. Przeczucie podpowiadało jej, że być może na tej właśnie sali znajduje się człowiek, który mógłby bardzo pomóc w zakończeniu śledztwa. Nie znalazła nic podejrzanego w zachowaniu zgromadzonych.
- Jestem przekonana, że incydenty w Akademii były przejawem nowego rodzaju terroryzmu. I jeśliby przyjrzeć się dokładnie ostatnim kilku dziesięcioleciom działalności uczelni, być może znalazłoby się więcej przypadków niewyjaśnionych zjawisk i śmierci studentów. Zleciłam już przeprowadzenie badań na innych uczelniach, nie koniecznie tak dużych i znanych jak ta. Za parę dni będę miała obraz całości zjawiska. Skoncentrujmy się jednak na razie na ostatnich ofiarach. Jak już wspomniałam, mamy do czynienia z całkowicie nowym rodzajem terroryzmu. Bowiem to nie terrorysta jest bezpośrednio odpowiedzialny za zaistniałe zdarzenia. Poza tym często nie tylko obiekt terrorysty jest narażony na jego atak. Nie zapominajmy o wielu niewinnych ofiarach. Ale bycie pośrednio odpowiedzialnym nie umniejsza winy. Proceder ten musiał zacząć się wiele lat temu. Przepisanie nawet najmniejszej księgi trwa bardzo długo. Poza tym musi ona być niemal identyczna z oryginałem. A kiedy podróbka jest gotowa, należy usunąć oryginały z bibliotek. To też nie jest takim łatwym zadaniem. Trzeba przecież zachować swoją działalność w tajemnicy. Tak więc albo mamy do czynienia ze zorganizowaną grupą, albo... co wydaje się bardziej bezpieczne, a co za tym idzie prawdopodobne, z jedną osobą. Bardzo wiekową w tej chwili. - dodała.
Na sali panowało ogólne poruszenie. Swoim stwierdzeniem wywołała podejrzenia. W tej chwili każdy mógł podejrzewać każdego.
Być może w ten sposób ujawni się poszukiwany człowiek, jeśli oczywiście był na sali.
- Musi to być ktoś być może pamiętający czasy Pierwszego Pokolenia. Jak wszyscy pamiętamy z lekcji historii, byli to Pierwsi Magowie, którzy zjednoczyli się i zaczęli tworzyć Akademie Magiczne, aby udostępnić swoją wiedzę wybitnie uzdolnionym ludziom. Mieli nadzieję, że w ten sposób rodzaj ludzki lepiej pokieruje swoim losem, a oni będą mieli godnych następców. Ulepszanie to trwa po dziś dzień. Ale najwyraźniej czasy zmieniły się tak bardzo, że nawet Pierwsi Magowie nie przewidzieli tego z czym mamy do czynienia teraz. Pojawił się ktoś kto jest przeciwny kształceniu tak wielu magów. Nie znam powodów jego buntu, ale być może tego właśnie sposobu chciał użyć, aby urzeczywistnić swój plan. - Rina wskazała na leżącą przed nią księgę.
Czuła coś dziwnego.
Rozglądała się w poszukiwaniu źródła tego...
Strach. Strach i gniew zarazem.
Emanowały na pewno od osoby, której poszukiwała. Wciąż jednak nie widziała jej. Być może była Magiem, którego umiejętności nie doceniała.
I nagle zobaczyła go.
Siedział w jednym z ostatnich rzędów. Był rzeczywiście stary. Tak stary, że mógł nawet należeć do Pierwszego Pokolenia.
Wiedział, że patrzy na niego. Nie było więc już sensu ukrywać się. Westchnął ciężko i wstał z miejsca.
Wszyscy ucichli i spojrzeli na niego. Wielu z profesorów będących najbliżej niego, odsunęło się jak najdalej.
Spojrzał na nich z drwiącym uśmiechem na twarzy.
Miała wrażenie, że był już zmęczony ciągłym ukrywaniem się. Patrząc na nią prawie dziękował jej za ujawnienie go.
Dała znak swoim ludziom, żeby wyszli z pokoju.
Była pewna, że starzec nie będzie próbował ucieczki.
- Nazywaj to jak chcesz Atis Adea. - zwrócił się do Agentki, siadając ciężko przy drewnianym stole. - Sama powinnaś najlepiej rozumieć moje poczynania.
Spojrzała na niego.
- Jesteś "Atis Adea". - wyjaśnił. - Niewielu uzyskało ten tytuł. Szkoda tylko, że wykorzystujesz swoje umiejętności w taki sposób.
- Ktoś musi to robić. Poza tym co złego jest w naprawianiu wyrządzonego zła?
- Niby nic, ale... Zresztą może masz rację. Może lepiej, że robisz to ty, niż ci przeciw którym walczyłem od lat.
- Kogo masz na myśli?
- Ludzi podobnych do tych w Akademii. Niby uczą się pilnie, ale potem łamią składane przysięgi. Czy znasz choć jednego przestępcę, który nie ma wykształcenia magicznego?
Musiała mu przyznać rację. Większość z nich posiadała duże umiejętności i wykorzystywała je dla swoich niecnych celów.
- Sama więc widzisz do czego doszło. Ci lepsi stają się przestępcami, pozostali... no cóż. Ich umiejętności i rozum pozostawiają wiele do życzenia. Jednych i drugich jest coraz więcej.
- I uważałeś, że trzeba coś z tym zrobić?
- Tak.
- Ale dlaczego tym sposobem?
- Inne nie odniosły pożądanego skutku.
- Próbowałeś?
- Sądzisz, że nie wykorzystałem wszystkich możliwości?
- A zrobiłeś to?
Starzec uśmiechnął się.
- Może i nie, ale nie miałem zbyt wiele czasu. Jestem już stary. Nawet Pierwsi Magowie muszą kiedyś odejść. Sądziłem, że to będzie najlepsze wyjście. Miałem nadzieję, że ludzie i magowie sami dojdą do odpowiednich wniosków.
- Chciałeś, żeby szkoły zostały zamknięte?
- Tak. Jest nas zbyt wielu. Jeśli nadal będziemy szkolić kolejne pokolenia, niedługo wszyscy zapomną o co tak naprawdę chodziło. Ty pamiętasz, prawda?
Nie musiała odpowiadać.
- Po wojnach prowadzonych przez klany, pozostało nas niewielu. Byliśmy jednak silniejsi i mądrzejsi. Wiedzieliśmy jakie były nasze błędy i postanowiliśmy już nigdy ich nie popełnić. Ale stało się inaczej. Moi bracia postanowili udostępnić swoją wiedzę ludziom. Pewnie nie przypuszczali czym to się skończy.
A więc należał do Pierwszego Pokolenia.
- A ty? Czy już wtedy wiedziałeś co z tego wyniknie?
- Na początku nie. Ale kiedy po latach przyjrzałem się wszystkiemu, byłem przerażony.
- To wtedy postanowiłeś włączyć się do batalii przeciw Nowym Magom?
- Tak, zacząłem rozumieć tych, którzy podnosili głosy przeciw Akademiom.
- Czy nie prościej i szybciej było użyć magii? Twój sposób, choć pomysłowy, był bardzo pracochłonny i czasochłonny.
- Gdybym wystąpił samotnie przeciw wszystkim Magom, a zdaje się, że byłem wtedy jedyny, usunięto by mnie. Bez względu na to, że należę do Pierwszego Pokolenia.
Na chwilę zapadła cisza.
- Wiesz co muszę zrobić, prawda? - zapytała Rina.
- Wiem, ale nie pozwolę ci na to. - odparł.
Spojrzała na niego zdziwiona.
- Mój pobyt w więzieniu, mógłby zaszkodzić mojej sprawie. Wolę odejść. Choć moje nazwisko nigdy nie zostanie wpisane do Wielkiej Księgi.
Rozumiała go.
- Nie bądź tego taki pewien.
Mag spojrzał na nią uważnie.
- Gdyby nie zaślepienie swoją misją, może zauważyłbyś, że głosy podobnych do ciebie znajdują coraz więcej zwolenników. Gdybyś przyłączył się do nich...
- Dla mnie za późno. Mam tylko nadzieję, że inni spojrzą na wszystko tak jak ja to widziałem. Być może oni dokończą to co zacząłem.
- Tym samym sposobem?
Mag nie odpowiedział.
Siedział z zamkniętymi oczami.
Chciała interweniować, ale użył jakiegoś starożytnego zaklęcia, które znał tylko on. Odpływał w niebyt. I nie mogła mu przeszkodzić. Zresztą może nawet nie chciała.
Rozumiała go, choć nie pochwalała metod.
Nagle starzec dotknął jej dłoni, chwytając ją mocno w swojej kościstej ręce. Przeszył ją ból, a oczy zalała światłość.
Gdy na chwilę odzyskała przytomność, ciało starca było suche niczym chrust, a jej umysł napełniony był wiedzą Pierwszego Pokolenia.
Jesteś na stronie 1. | Następna | |
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 |