Magowie

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12
Poprzednia Jesteś na stronie 4. Następna

- Może powiedziała ci? Być może powiedziała ci też co stało się tamtej nocy w Akademii. Być może pomogłeś jej ukryć się przed moim wzrokiem. Tego właśnie chcę się dowiedzieć. I dowiem się tego, z twoją lub bez twojej pomocy.

Głos Mandora zaczął się powoli zmieniać. Z każdym słowem był coraz mniej spokojny i przyjazny.
Naur wiedział, że teraz nastąpi atak.
Wiedział też, że cała jego magia nie pomoże mu.
Ale z tym zdawał się już pogodzić.
- Tak czy inaczej nie pomogę ci. Możesz uwierzyć mi na słowo, że nie wiem gdzie ona jest. Opuściła moją klinikę, gdy tylko poczuła się na tyle dobrze, że mogła podróżować. To wszystko co wiem.

- I potem nie odzywała się do ciebie?

- Nie.

- Trudno w to uwierzyć. Jesteście przyjaciółmi.

- Co nie znaczy, że musi spowiadać mi się ze wszystkiego co robi.

Na chwilę zapadła cisza. Ciężka i naładowana złością niczym burzowa chmura piorunami.
- Kłamiesz. - powiedział dziwnie cicho Mandor. - Zawsze byłeś kłamliwym gadem! Już dawno powinienem zająć się tobą. Sprawiałeś ciągłe kłopoty, wtrącałeś się do nie swoich spraw. Ale teraz koniec z tym. Teraz nadrobię te wszystkie lata.

Mag niemal bezgłośnie podszedł do Naura.
Wypowiedziane w myśli zaklęcie skrępowało ruchy Uzdrowiciela. Jego umysł nagle stał się otwartą księgą, a przewracanie jej stron było bólem nie do zniesienia.
Nie sądził, że tak skończy.
Tym bardziej, że na jego nagrobku, o ile w ogóle będzie miał grób, widnieć będzie imię, które właśnie zaczęło mu się nudzić. Chciał je zmienić. Ale najwyraźniej będzie musiał pozostać przy obecnym imieniu.
Próbował sobie przypomnieć co oznaczało.
Ból jednak był coraz większy.
Jedynym pocieszeniem było to, że choć Mandor przejrzy cały jego umysł, nic w nim nie znajdzie. Z tej prostej przyczyny, że nie posiadał informacji o miejscu pobytu Riny. Nie chciał, aby mu o tym mówiła. Być może już wtedy przewidywał swoją przyszłość. Być może tylko w ten sposób mógł chronić kobietę.
Nieważne. On nie pomoże Mandorowi.
"Wojownik z sercem".

Tak brzmiało jego imię.
Ciekawe czy ktoś będzie o tym pamiętał.


Nirva siedziała na ganku swojego domu nie dotykając nogami ziemi z obawy, że może zostawić widoczny dla Mag-Biura ślad.
Obserwowała wszystko dookoła.
Niebo i ziemia aż drżały od zaklęć. Potężnych i groźnych.
Bała się. Nie ukrywała już tego. Levar był dla niej oparciem w tych trudnych chwilach, ale wiedziała, że nawet on nie będzie w stanie pomóc jej gdyby ... Sama myśl o tym co mogło się stać wywoływało u niej dreszcze. Do tego dochodziła niepewność o los Riny. Gdyby jej nie znała, mogłaby podejrzewać najgorsze. Ale znała ją. Choć niepokój opanował jej całą duszę, nadal wierzyła, że przyjaciółka wróci. Jeśli tak się nie stanie nic nie zatrzyma Wielkiego Maga. Przejrzy ją jak stary pergamin. Przejrzy i zniszczy.
Przyjmując słowa starca wiedziała, że jej życie będzie zagrożone. Kiedy jednak doszło do tego, nie potrafiła powstrzymać strachu. Nie mogła już niczego cofnąć. Nawet gdyby chciała. Ale nie chciała.
To jednak niczego nie zmieniało.
Kolejna burza, potężniejsza niż inne, zbliżała się.
Mandor szukał Riny, ale zadowoli się Nirvą i jej uczniem.
Księżniczka miała tylko nadzieję, że zasłona, którą pozostawiła Rina zadziała.
Wstała powoli. Przez chwilę patrzyła jeszcze na ciemne burzowe chmury. Potem odwróciła się i już miała odejść, gdy kątem oka zobaczyła zarys postaci. Zamarła w bezruchu obawiając się, że jednak któryś z agentów znalazł jej dom.
Umysł jednak podpowiadał jej coś zupełnie innego.

Gdy w korytarzu domu zobaczyła Levara, była już pewna, że to nie agent. On również musiał zobaczyć lub wyczuć czyjąś obecność.
Nirva powoli odwróciła się.
W ich stronę powoli szła skulona postać owinięta w długi płaszcz z kapturem. Gdy doszła do drzwi powoli zsunęła z głowy kaptur.
- Rina ... - szepnęła Nirva.

Chciała wyjść na zewnątrz, aby przywitać przyjaciółkę, ale ta powstrzymała ją.
- Zasłona jest już osłabiona. - powiedziała cicho, wchodząc do środka.

Wtedy dopiero pozwoliła, by księżniczka objęła ją.
- Tak się bałam. - powiedziała Nirva. - Tak bardzo się bałam.

- Wiem. - odparła Rina zmęczonym głosem.

Nirva miała łzy szczęścia w oczach, gdy znowu spojrzała na przyjaciółkę.
Rina uśmiechnęła się blado. Zachwiała się, niemal upadając na podłogę. Lecz Levar był już przy niej i w ostatniej chwili podtrzymał ją.
Wszystkie siły opuściły ją nagle. Była mu wdzięczna za jego mocne ramiona.
Nie protestowała, gdy wziął ją na ręce i zaniósł do jej sypialni. Ułożył ją delikatnie na łóżku.
Nirva usiadła przy niej z drugiej strony.
- Na wszystkich bogów, co się stało? Jak możemy ci pomóc?

- Nie możecie. Ja sama ... muszę ... - mówiła z wyraźnym trudem.

Po chwili zamknęła oczy.
Jej ciało zaczęło jaśnieć, jakby otoczone świetlistym kokonem. Uniosło się kilka centymetrów nad łóżko i zamarło. Tylko poświata stawała się jakby silniejsza. Wyglądała jakby wirowała wokół Riny, wydając cichy szum. Jakby wiatr wśród gałęzi. Albo taki, który buszuje nocami wśród zbóż. Albo taki który przynosi deszcz.
Nirva i Levar odsunęli się od łóżka, obserwując wszystko z zaciekawieniem, ale także z przerażeniem.
Księżniczka widziała wiele dziwnych rzeczy. Zazwyczaj nie dziwiła im się, znając ich pochodzenie. Lecz to co widziała teraz ...
Słyszała kiedyś o czymś podobnym. Ale zawsze wydawało jej się, że to tylko legenda. Jeszcze jeden mit, jakich było wiele zarówno w samej magii, jak wśród wierzeń prostych ludzi.
Światło Życia.

Sądziła jednak, że człowiek dopiero w chwili śmierci widzi je. W długim ciemnym tunelu prowadzącym do innego świata i innego życia.
Dlatego ludzie tak to nazywali - Światło Życia.
Nagle dźwięk wiatru przerodził się w świdrujący gwizd. Nasilał się wraz z coraz silniejszą poświatą. W końcu Rina całkowicie w niej zniknęła.
Wszystko to trwało ułamek sekundy, lecz dla nich wydawało się być wiecznością.
Tak jak nagle wszystko się zaczęło, tak samo nagle cisza wypełniła pokój.
Rina znowu leżała w swoim łóżku.
Po chwili z trudem otworzyła oczy i spróbowała uśmiechnąć się.
- Wróciłam. - powiedziała cicho.


Burza ucichła, nie dochodząc nawet do ich domu.
Rina odzyskała już prawie wszystkie siły.
Siedzieli w salonie przy buchającym ogniem kominku. Levar podał paniom gorącą herbatę i sam usiadł z pełnym kubkiem blisko nich, aby wysłuchać opowieści Riny.
Słuchali z zapartym tchem. A gdy skończyła, wszędzie zaległa cisza.
- Co teraz? - zapytał Levar.

- Dobre pytanie. - odezwała się Nirva. - Posiadłaś ogromną wiedzę. Jak ją wykorzystasz? Spełnisz pokładane w tobie nadzieje starca?

- W Wielkiej Bibliotece jest Zwierciadło Przeszłości. To co w nim zobaczyłam, przeraziło mnie. Jeśli czegoś nie zrobię, ten świat umrze. I tym razem magia umrze wraz z nim.

- Znalazłaś już drogę, prawda? - zapytała Nirva, choć wiedziała, że usłyszy twierdzącą odpowiedź.

Rina przez chwilę milczała.
Owszem, znalazła drogę. Nawet kilka.
Ale tylko ta jedna była najbardziej skuteczna.
I najbardziej bolesna.
Kiedy spojrzała na Nirvę i Levara, wydawało jej się, że znają odpowiedź. Lecz patrzyli na nią w oczekiwaniu.
- Tak, znalazłam. - odparła.

Nie pytali o szczegóły. Wydawali się je znać.
- Muszę wyruszyć o świcie. - powiedziała, wstając.

- Co z nami? - zapytała księżniczka.

- Zostańcie tu, aż dam wam znak, że możecie wrócić do miasta. - powiedziała, po czym ruszyła w stronę schodów.

- Co dalej? - zapytał Levar.

Rina odwróciła się nieznacznie w ich stronę i powiedziała:
- Cierpliwości. Już niedługo. Odnajdę was.


Zanim ruszyła w drogę, wzmocniła zasłonę. Pożegnała się bez słów z Nirvą i Levarem. Księżniczka widziała w jej oczach ból. Głuchy i niemy. To co musiała zrobić Rina miało sprawić jej ból. Nie fizyczny, bo od niego potrafiła się uwolnić. Lecz duchowy, od którego nikt nie mógł uciec.
Nie było innej drogi.
Rina Pler musiała nią przejść.
I choć Nirva bardzo współczuła jej, w głębi duszy cieszyła się, że nie ją wybrano do tej misji.


Dla niewprawnego oka wszystko wyglądało jak dawniej. Lecz ona widziała rzeczy, które zazwyczaj ukryte są przed wzrokiem innych.
Gdy tylko pojawiła się w pobliskim mieście, natychmiast otoczyli ją agenci Mag-Biura. Lecz bali się zatrzymywać ją. Nawet tego nie próbowali. Ograniczyli się do obserwacji i przekazywaniu informacji przez specjalnych posłańców.
Widziała ich wszędzie, choć oni sami byli pewni, że pozostają niewidoczni. Nie miała, przynajmniej na razie, zamiaru wyprowadzać ich z błędu. Mogli się jeszcze przydać.
Przemierzała miasto wolnym krokiem. Wokół siebie widziała wielu zwykłych, prostych ludzi. Widziała jednak także magię i ludzi, którzy nieudolnie władali nią.
Widząc to i pamiętając obrazy ze Zwierciadła Przeszłości, wiedziała o czym myślał starzec. To tylko utwierdzało ją w przekonaniu właściwości wybranej drogi. Jedyna słuszna i najszybsza metoda zapobieżenia końca świata.
Ludzie, oprócz obserwujących ją agentów, zdawali się nie zwracać na nią uwagi. Niczym przecież nie różniła się od nich. Niczym zewnętrznym.
W pewnej chwili Rina poczuła coś znajomego. Zalążek magii.
Zatrzymała się, przez chwilę szukając jego źródła.
Odwróciła się powoli i z tłumu wyłowiła ... małe, umorusane dziecko. Dziewczynka przyglądała się jej z zaciekawieniem. Uśmiechała się. Miała może z pięć lat.
Rina podeszła do niej powoli, uśmiechając się, aby jej nie wystraszyć. Ale dziecko zdawało się jej nie bać.
Rina przyklękła przy niej. Dotknęła dłonią pulchnego ciepłego policzka. Odgarnęła z czoła niesforny kosmyk płowych włosów.
Tak, to dziecko miało w sobie magię. Niewystarczającą jednak do tego, aby władać nią choćby poprawnie. Mogła w przyszłości wyrządzić nią krzywdę sobie i innym. Jako zwykły człowiek miała szansę cieszyć się swoim życiem, mogła założyć normalną rodzinę.
- Tak będzie lepiej. - szepnęła. - Rozumiesz mnie? - zapytała.

Dziewczynka skinęła głową, jakby rozumiała ją doskonale.
Ale była tylko małym dzieckiem, przed którym otworem stało całe życie.
Dotknęła dłońmi główki dziewczynki i wyszeptała zaklęcie w prawie zapomnianym starożytnym języku. Po chwili otoczył je srebrzysty pył, który zaczął wirować wokół nich. Nikt oprócz Riny i być może co zdolniejszego agenta nie widział tego, ani nie słyszał cichego szumu towarzyszącemu wirowi.
Wszystko to trwało minutę, może dwie.
Dziecko nie czuło bólu, a i Rina poczuła się lepiej, wiedząc że zrobiła pierwszy krok w stronę nowego świata, nie niszcząc starego.
Kiedy magiczny pył opadł, wstała, ciągle patrząc na dziewczynkę. Mała wciąż uśmiechała się i choć w jej oczach nie widziała już magii, wydawała się być szczęśliwa. Po chwili zaśmiała się głośno i zniknęła w tłumie.


Pogłoski o Rinie dotarły do Mandora niemal natychmiast, gdy pojawiła się pierwszy raz od wielu miesięcy w jednym z miast. Jego agenci spisali się na medal. Sam fakt jej pojawienia się był jednak niczym w porównaniu z tym co jej towarzyszyło niemal na każdym kroku.
Opisy tego zjawiska były niemal identyczne w każdej relacji. Jednak jego rozmiary wydawały się zmieniać w zależności od miejsca, w którym pojawiała się.
Mandor domyślał się o czym mówili jego agenci, szczególnie kiedy z różnych uczelni zaczęły docierać do niego pogłoski o nagłych zawirowaniach magii, zacierających wszelkie jej ślady. Profesorowie, tak jak i ich uczniowie pozbywani byli magii. Niszczone były całe laboratoria, biblioteki i notatki. Gdziekolwiek pojawiła się, magia zanikała.
Wielki Mag usiłował powstrzymać Rinę.
Nie ukrywała się już. Potrafił znaleźć ją bez trudu. Lecz wszystkiego jego zabiegi zdawały się nie robić na niej wrażenia. Każde zaklęcie powracało do niego echem bólu, powodując coraz większą panikę.
Mandor zamknął się w swoich komnatach, nie dopuszczając do siebie nikogo. Zanurzył się w starych księgach, szukając sposobu powstrzymania Riny. Im więcej ich jednak przejrzał, tym większy strach go ogarniał. Wszystko bowiem wskazywało na to, że nie jest już Wielkim Magiem.


W ciągu ostatnich tygodni odwiedziła więcej miejsc niż w całym swoim życiu. Jedne były zupełnie nieznajome, inne z kolei były niemal jej domem.
Gdy więc przybyła do Reptios, poczuła nostalgię.
Tu stawiała pierwsze kroki, które doprowadziły ją do Wielkiej Biblioteki.
Trudno było jej realizować swój plan w pierwszej uczelni, do której została przyjęta będąc niemal jeszcze dzieckiem.
Wiedziała jednak, że nie może robić wyjątków.
Żadnych.

Nawet najmniejszych.
Sama szkoła nie zmieniła się prawie w ogóle. Te same mury, schody, sale wykładowe. Nawet niektórzy wykładowcy wciąż niezmiennie prowadzili zajęcia. Wszystko było znajome.
Wszystko przywoływało wspomnienia.
Jedne dobre inne trochę gorsze.
Nieprzespane noce, spędzone nad księgami, zmęczenie i drwiny starszych kolegów. Kolejne egzaminy i satysfakcję z wyników i pochwał.
Będzie jedyną osobą, która zachowa takie wspomnienia.
Kiedy zwiedziła już wszystkie zakątki, przeszła do niewielkiego ogrodu na wewnętrznym dziedzińcu szkoły. Stanęła koło niewielkiej fontanny. Zanurzyła dłoń w zimnej wodzie. Po chwili zamiast wody z fontanny zaczął tryskać srebrzysty pył. Unosił się coraz wyżej i wyżej, okrywając powoli cały budynek i wszystkich ludzi w nim obecnych. Kopuła pyłu w końcu przykryła wszystko, a wtedy zaczęła wirować. Rina zamknęła oczy i wypowiedziała zaklęcie.


Wszystko wskazywało na to, że największe ośrodki szkolenia magów przestały istnieć. Gdzieniegdzie występowały jeszcze niewielkie skupiska ludzi posługujących się nią w większym lub mniejszym stopniu. Ale generalnie magia przestawała istnieć. Powoli, lecz konsekwentnie Rina zbliżała się do siedziby Wielkiego Maga.
Kiedy pojawiła się u bram Mag-Biura, wszędzie zapanował popłoch.
Rina zdawała się nie zwracać na to uwagi.
Wolnym krokiem przemierzała korytarze dobrze znanego budynku. W umysłach zgromadzonych w nim ludzi czytała jak w książkach.
Bali się.
Bardziej jej, niż tego co miała zrobić.
Byli zaledwie adeptami nie znającymi odwiecznych praw magii, więc ich wyobraźnia podsuwała im najdziwniejsze obrazy.
Odsunęła je od nich, nie chcąc aby ich strach potęgował się.
Ten jednak ogarnął ich bez reszty, powodując że stali lub siedzieli na swoim miejscach bez ruchu, wodząc tylko za nią oczami.
Ogromne schody, przed którymi właśnie stanęła, nie robiły już na niej takiego jak kiedyś wrażenia.
Na ich szczycie znajdował się ostatni i najważniejszy cel.
Potężne drzwi, mimo iż chroniły je zamki i zaklęcia nie były dla niej przeszkodą. W myślach wypowiedziała zaklęcie i jej postać rozpłynęła się niczym nocne urojenie w świetle dnia.

(R)

Mandor siedział skulony w swoim fotelu, trzymając na kolanach grubą i zakurzoną księgę.
Wyglądał na wychudzonego. Jego skóra nabrała ziemistego koloru, a oczy otoczone były głębokimi cieniami sinych plam. Na dłoniach jak i na skroniach, widoczne były nabrzmiałe żyły. Mamrotał coś pod nosem, zapewne czytając zaklęcia.

Nagle przerwał, wciąż trzymając księgę i wpatrując się w nią.

- Wiem, że szukałeś mnie. Oto jestem. - usłyszał znajomy głos.

Zerwał się z miejsca, zrzucając z hukiem księgę. Wokół jego stóp wzniósł się tuman kurzu.

Spojrzał na Rinę stojącą nieruchomo w cieniu.

- Źle wyglądasz. - usłyszał, a postać ruszyła powoli w jego stronę.

- Nie zbliżaj się do mnie! - zacharczał Mandor, a cofając się wypowiedział zaklęcie.

- Gdyby twoje zaklęcia działały, nie byłoby mnie tu. - powiedziała spokojnie Rina.

Wyszła z cienia, a jej białe jak śnieg włosy oświetliły promienie słońca, wpadające do pokoju przez szparę w niedomkniętych okiennicach.

Szła powoli, jakby wcale nie miała zamiaru zaatakować.

- Zostaw mnie w spokoju! Odejdź! - Mandor zasłonił twarz dłońmi, kurcząc się przy tym.

- Tak jak ty zostawiłeś Naura? - zapytała spokojnie.

Mag spojrzał na nią i wiedział już, że czyta w jego umyśle. Nawet nie wiedział kiedy do niego zajrzała, ani dlaczego nic nie poczuł.

- Nie prosił cię o litość, lecz ty i tak nie znasz tego słowa. Umęczyłeś go, aż umarł w bólu. Wiedziałeś, że nic nie wiedział. I pomyśleć, że kiedyś uważałam cię za wzór. Jak bardzo się myliłam.

- Co chcesz zrobić?

- Wiesz przecież. Nie mogę pozwolić, abyś władał magią. I nie pozwolę. Zwierciadło Przeszłości ukazało mi wiele okropności. Widzę je w twoim umyśle. Lecz nie są one odbiciem przeszłości tylko przyszłości. Jesteś powodem, dla którego robię to co muszę. Aby uchronić świat i ludzi.

Podeszła bliżej do niego, ale on cofnął się, opierając się o ciężki drewniany stół.

- Nie... - szeptał.

Lecz ona nie słuchała go.

Mówiła coś w niezrozumiałym dla Mandora języku, patrząc na niego swoimi przenikliwymi oczami.

Nie wiedział co mówi dziewczyna, lecz wiedział, że używa zapomnianego języka magii.

W pewnej chwili, wciąż wypowiadając zaklęcia, uniosła ręce i spojrzała w górę, przymknęła oczy.

Mandor chciał wykorzystać to i ruszył w jej stronę, krzycząc coś.

Lecz zanim zdołał zrobić dwa kroki, zastygł bez ruchu. Jego ciało odmówiło posłuszeństwa, lecz umysł ciągle był przytomny. Oczy zwrócone na jaśniejącą postać kobiety, widziały jak nad jej głową pojawia się niewielki wir srebrzystego pyłu. Jak rośnie i ogarnia wszystko dookoła. Czuł jak dotyka go, paląc metalicznym chłodem. Jak drąży jego umysł, bólem wyrywając z najciemniejszego zakamarka wszystkie zaklęcia, całą magię.

Bronił się. Przynajmniej tak mu się wydawało. Lecz ona była silniejsza.

Silniejsza niż kiedykolwiek mógł przypuszczać.

Silniejsza niż w ogóle mógł to sobie wyobrazić.

Silniejsza niż Pierwsze Pokolenie.

Nirva i Levar wrócili do swojego zamku.

Byli jedynymi ludźmi, oprócz Riny, którzy zachowali magię. Wiedzieli, że Atis Adea miała w tym swój cel. Mieli przeczucie, że już niedługo wyjawi im go, a wtedy zacznie się ich praca.

Na razie jednak cieszyli się powrotem.

Rina natomiast zaszyła się w Wielkiej Bibliotece, chcąc odpocząć i przemyśleć parę spraw.

Dni, miesiące i lata mijały nieprzerwanym spokojnym torem. Wszystko dookoła odżyło i rozkwitło. Brak magii wpłynął na ludzi pozytywnie. Inaczej patrzyli na siebie i na otaczający ich świat. Matki nie musiały obawiać się, że ich dzieci zostaną im odebrane. Mogły otaczać je miłością i ciepłem domowego ogniska. Ojcowie pracowali spokojnie, dając swoim rodzinom poczucie bezpieczeństwa. Królowie dbali o swoich poddanych. Zarzucili plany wojenne. Godzili się ze sobą, zapewniając o dozgonnym pokoju.

Nawet Nirvia powróciła na łono królewskiej rodziny i zasiadała często w Radzie swojego brata.

Świat w końcu był taki jaki powinien.

Któregoś ranka, kiedy świt zastał ją przy kolejnym starożytnym pergaminie, jej umysł przeszył promień jasnego światła.

Światła magii.

Uniosła oczy znad papieru. Poprawiła niesforne kosmyki białych włosów.

Przez chwilę penetrowała magią niemal cały świat.

W końcu uśmiechnęła się i szepnęła:

- Witaj Atis Adea.


Poprzednia Jesteś na stronie 4. Następna
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12