Magowie

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12
Poprzednia Jesteś na stronie 7. Następna

Wydawało mu się, że mówi od co najmniej godziny. Mówił szybko, gubiąc co chwila wątek.
Rodzice nie odezwali się nawet słowem. Cierpliwie czekali, aż Daren skończy.

Chłopak nie był pewien, czy brak jakiejkolwiek reakcji, krzyku czy chociażby groźnej miny, wróży coś dobrego. Co prawda nieczęsto ktoś na niego krzyczał, ale sytuacja w której się znalazł właściwie gwarantowała mu przynajmniej to. Tymczasem gdy skończył mówić, zapadła cisza tak głęboka jak studnia.

- I to chyba wszystko. - powiedział po chwili cicho.

Rodzice spojrzeli na siebie, nadal jednak nic nie mówiąc. Tak jakby przeczuwali, że ich milczenie jest w tej chwili największą torturą dla niesfornego syna.

Daren nie patrzył na nich, przynajmniej nie wprost. Jakoś nie mógł spojrzeć im w oczy.

Cisza przedłużała się w nieskończoność. Napięte mięśnie zaczęły boleć jak po wielu godzinach ciężkiej pracy.

- No cóż... - zaczął Levar. - Chwali ci się, że pomagasz potrzebującym. Lecz sposób w jaki to robisz jest nieco... sporny.

Daren przełknął ślinę. Rzadko w głosie ojca słyszał tak poważny ton. Zazwyczaj nie kryło się za tym nic dobrego.

- Po pierwsze powinieneś nam o tym powiedzieć od razu. - kontynuował Levar. - Znasz nas na tyle dobrze, że wiesz, iż nie wypędzilibyśmy ich z naszego domu. Ty jednak postąpiłeś lekkomyślnie nie mówiąc nam niczego.

Nirva wstała i podeszła do syna.

- Miałeś zamiar to zrobić, prawda?

Spojrzał na nią i skinął głową.
- Bałem się, że nie pozwolicie jej tu zostać.

- Dlaczego?

- Bo wcześniej czy później wydałoby się czym zajmowała się do tej pory.

Matka patrzyła na syna uważnie.
- Czy sądzisz, że nie wiem? Tak młoda osoba może być albo złodziejką, albo... - Nirva nie dokończyła. - Dałeś jej nadzieję na zerwanie z przeszłością. A my nie odbierzemy jej tego.

Daren patrzył zdziwiony to na matkę, to na ojca.
- Pozwolimy jej tu zostać. Znajdziemy dzieciom rodzinę, a jej jakieś zajęcie.

Daren uśmiechnął się.
- Dziękuję. - powiedział.

- Nie dziękuj. - odezwał się ojciec. - Jakiekolwiek zajęcie dla niej znajdziemy, będziesz jej pomagał.

- To tak na przyszłość. Żebyś zapamiętał, że należy mówić prawdę, szczególnie jeśli chodzi o tak poważne sprawy. - dodała matka.

Chłopak uściskał matkę.

- Czemu tak się uśmiechasz? - zapytał Daren.

- Ja? Wcale się nie uśmiecham. - odparła Rina.

- Od samego początku dziwnie mi się przyglądasz. To już trzy dni! Dłużej tego nie zniosę!

- Przepraszam, nie chciałam cię zdenerwować. - powiedziała Rina, mimowolnie uśmiechając się.

- I znowu to samo!

Rina podeszła do chłopaka.
- To dlatego, że od lat nie widziałam cię w tak dobrym humorze. - wyjaśniła.

- Bo od lat nie odwiedzałaś nas.

- Ani ty nie odwiedzałeś mnie. W każdym bądź razie ciekawa jestem czy wasza ogrodniczka nie ma z tym czegoś wspólnego.

Daren spojrzał na Rinę uważnie.
- To młoda i bardzo ładna dziewczyna. - dodała Atis Adea. - A ty jesteś młodym mężczyzną i...

- Do czego zmierzasz?

- Przecież widzę jak na nią patrzysz.

Rina usiadła obok Darena.
- Podoba ci się. - mówiła. - A i ty chyba podobasz się jej.

- Skąd o tym wiesz?

- Bo ona patrzy na ciebie tak samo.

- Jesteś tego pewna? - zapytał chłopak z nadzieją w głosie.

- A ty nie? - zdziwiła się.

Daren westchnął ciężko.
- Sam już nie wiem. To prawda, Ranee podoba mi się, ale... Ona traktuje mnie bardziej jak przyjaciela. Kiedy jesteśmy sami, wszystko jest w porządku. Z żadną inną dziewczyną nie rozmawia mi się tak dobrze. Czas, który spędzamy razem jest... wyjątkowy. Nawet wtedy gdy pracujemy w ogrodzie.

- Ach, to ta kara sprzed lat. - uśmiechnęła się Rina.

- To nigdy nie była dla mnie kara. - odparł. - Tylko nie mów nic matce!

- Myślisz, że o tym nie wie? Zorientowała się na pewno i to już dawno temu. Więc wszystko dobrze układa się między wami?

- Nawet nie jestem pewien, czy w ogóle coś jest między nami.

W głosie Darena usłyszała niepewność i smutek.
- Wydawało mi się...

- Właśnie, wydawało ci się. Mnie też. Ale tylko wtedy gdy jesteśmy sami. Gdy pojawia się ktoś inny, nagle wszystko się zmienia. Ja jestem synem księżniczki, a ona zwykłą ogrodniczką.

- Ranee należy do służby. - powiedziała po chwili Rina. - Wie o tym dobrze, dlatego...

- Ale ja nie chcę, żeby do końca życia była służącą!

Kobieta spojrzała na Darena.
Teraz była już pewna jego uczuć do dziewczyny.
- Powiedziałeś jej to?

Skinął głową.
- Więc wie co do niej czujesz?

Znowu skinął głową.
- Co ona na to?

Tym razem wzruszył ramionami.
- A twoi rodzice?

Nie odpowiedział, ani nie uczynił żadnego gestu. Wydał z siebie tylko ciche westchnienie.
- Rozumiem. Nie rozmawiałeś z nimi na ten temat.

- Jak mogę z nimi rozmawiać o czymś o czym nie mogę porozmawiać z Ranee? Ona unika tego tematu. Zmienia go, śmiejąc się, albo znajduje mi jakąś ciężką pracę w ogrodzie. Jak tu można o czymkolwiek poważnym porozmawiać?

Wszystko zaczęło się nagle układać. Rina wiedziała już, że Ranee czuje do Darena to samo co on do niej, ale najwyraźniej dziewczyna bała się. Była przecież służącą w dodatku z barwną przeszłością. A Daren wywodził się z książęcego rodu.
- Nie martw się. Jeśli naprawdę ją kochasz, znajdzie się sposób, żebyście mogli być razem. - powiedziała, choć wiedziała, że te słowa wcale go teraz nie pocieszą.

Chłopak nic nie powiedział. Westchnął tylko i powoli wstając skierował się wolnym krokiem gdzieś przed siebie.
Rina uśmiechnęła się lekko. Bardzo chciała mu jakoś pomóc. Nie była tylko zdecydowana czy powinna zacząć od Nirvy czy może od Ranee.
Problem rozwiązał się sam, gdy parę minut potem natknęła się na dziewczynę.
Szła właśnie w stronę ogrodu, niosąc przed sobą sporych rozmiarów donicę z wybujałym krzakiem.
- Może pomóc ci? - zapytała Rina.

Ranee dopiero teraz zobaczyła ją.
Najpierw spojrzała na nią nieco przestraszona. Patrzyła tak na nią przez dłuższą chwilę, nie mogąc oderwać wzroku od jej białych włosów.
Rina przyzwyczaiła się do takich reakcji.
- To chyba ciężkie?

- Nie za bardzo. - odparła w końcu dziewczyna. - Dam sobie radę.

Ranee ruszyła przed siebie, nie zwracając więcej uwagi na białowłosą kobietę.
Ta jednak podążyła za nią powoli.
- Piękny ogród. - odezwała się Atis Adea, gdy ponownie zobaczyła dziewczynę. - Ty jesteś Ranee, prawda?

Dziewczyna spojrzała na nią nieco zdziwiona.
- Tak. - odparła.

- Piękny ogród. - powtórzyła Rina. - Widać, że masz do tego dobrą rękę. Kiedy widziałam go ostatni raz, wyglądał żałośnie. Ale Nirva nigdy nie potrafiła dbać o rośliny. Dzięki tobie aż miło na niego popatrzeć.

- Dziękuję.

Dziewczyna zamilkła, wracając do swojej pracy. Rina nie była pewna czy zwyczajnie nie chce jej się rozmawiać, czy chodzi tylko o to z kim rozmawia.
- Masz podobno zdolnego pomocnika. - zaczęła znowu Rina.

- Pomocnika?

- Daren. Pomaga ci, prawda?

- To jego kara. - uśmiechnęła się przelotnie dziewczyna.

- Nie wydaje mi się.

- Co?

- Żeby to była kara. - wyjaśniła Atis Adea. - Mogła nią być na początku, ale chyba nawet wtedy nie była nią do końca. Daren polubił pracę w ogrodzie. Dzięki tobie.

Dziewczyna patrzyła na nią spod długich rzęs.
- Masz na niego dobry wpływ. - kontynuowała Rina. - Kiedyś nie można było utrzymać go w jednym miejscu, a teraz trudno mu na dłużej opuszczać dom.

- I niby ja mam coś z tym wspólnego? - zapytała dziewczyna obojętnym tonem, nie przerywając swojej pracy.

Starała się nie patrzeć na białowłosą kobietę. Wiedziała, że jest Magiem i wydawało jej się, że nie patrząc na nią ukryje przed nią swoje myśli.
- Sądzę, że tak. Ale nie mam zamiaru cię za to krytykować. Wręcz przeciwnie. Uważam, że to dobrze, że Daren znalazł w tobie... przyjaciółkę. Darzy cię wielkim uczuciem.

Dziewczyna starała się nie pokazać po sobie żadnej reakcji.
- Wiesz o tym, prawda?

Ciągle milczała.
- A czy ty darzysz go jakimkolwiek uczuciem? - zapytała wprost Rina.

Ranee przerwała swoją pracę i spojrzała na Atis Adeę.
- Proszę wybaczyć, ale co to panią obchodzi? - powiedziała ostrzejszym tonem.

- Nie zrozum mnie źle. Nie chcę wtrącać się w wasze sprawy. Problem polega na tym, że Daren nie jest pewien czy... - Rina zawahała się. - Jest moją rodziną. - ciągnęła po chwili. - Nigdy nie miałam innej. Dlatego nie mogę spokojnie patrzeć jak usycha z miłości do ciebie.

Dziewczyna chciała coś powiedzieć, ale Rina ruchem ręki powstrzymała ją. Usiadła na stojącej obok ławce i mówiła dalej:
- Znam go. Obserwuję go od trzech dni. Rozmawiałam z nim. Nie trzeba być Magiem, żeby zauważyć co mu dolega. A i u ciebie widzę podobne objawy. - uśmiechnęła się lekko.

- Nie rozumiem o czym pani mówi.

- Ranee, nie musisz niczego przede mną ukrywać. Nikt nie ma zamiaru stawać wam na drodze. A już na pewno nie ja.

- Nikt nie musi stawać nam na drodze. Niczego nie ma i nie będzie między mną a Darenem.

Mówiła jedno, ale tak nie myślała.
- Czy ze względu na twoją przeszłość? - zapytała Rina.

Dziewczyna spojrzała na nią lekko spłoszona.
- To już skończone. - powiedziała.

- To dobrze. Powinnaś o tym zapomnieć i patrzeć w przyszłość.

- Zapomnieć... - Ranee uśmiechnęła się gorzko. - Nawet jeśli mnie się to uda... Musiałby się zdarzyć cud.

- Darenowi nie przeszkadza twoja przeszłość. On woli patrzeć w przyszłość, a zdaje mi się, że to ty nią jesteś.

Dziewczyna usiadła na ziemi.
- Nie Darenem powinnam się przejmować.

- A kim?

- Przecież pani wie. - powiedziała, spoglądając na Rinę. - Wszyscy patrzyli na mnie jak na przybłędę. Od samego początku. Decyzja o pozostaniu nie była łatwa, ale nie chciałam wracać do tego co robiłam przedtem. Pogodziłam się z tym. A Daren... jest moim jedynym prawdziwym przyjacielem. Nie chcę go ranić. Sama też nie chcę cierpieć, a wiem, że byłoby tak gdybym...

- Zadam ci proste pytanie i proszę o szczerą odpowiedź. - powiedziała poważnie Rina. - Kochasz go?

Ranee milczała przez dłużą chwilę.
- Nigdy przedtem... - zaczęła.

- Tak czy nie? - przerwała jej Rina.

Dziewczyna westchnęła. Spojrzała na Rinę i skinęła głową.
- Czyli tak?

- Tak.

- I tylko to jest ważne. Tylko to! Wszystko inne jest nieważne. Ludzie, to co myślą i mówią. Dopóki wy dwoje się kochacie, reszta może... - powstrzymała się od dokończenia myśli. - A jeśli chodzi o rodziców Darena... Ich będziesz miała po swojej stronie.

- ???

- Nirva jest księżniczką, to prawda. Ale pokochała mężczyznę, który nawet nie zna swoich korzeni. Obojgu było trudno, bo brat Nirvy był typem człowieka, który większą wagę przywiązywał do urodzenia, niż do czynów. Jak widzisz, przetrwali. Są razem na dobre i na złe.

- Nie byłabym tego taka pewna. Matka Darena patrzy na mnie jakoś dziwnie. Pozwoliła mi tu zostać tylko dlatego, że syn ją o to błagał.

- To znaczy, że nie znasz Nirvy. Po pierwsze Daren jest jej jedynym dzieckiem. Każda matka patrzy podejrzanie na kobietę, która zabiera jej syna. To normalne. Poza tym możesz mi wierzyć, że gdyby Nirva nie chciała, żebyś tu została, nic by jej nie przekonało. Nawet jej ukochany syn.

Ranee nie odpowiedziała.
Rina nie miała powodów, aby ją okłamywać. Wszystko co mówiła brzmiało tak... prawdziwie.
- Życie nie jest takie jak byśmy... - zaczęła w końcu.

- Bzdura! - prawie wybuchła Rina. - Każdy ma wpływ na swoje życie i nigdy nie jest za późno, żeby coś w nim zmienić! A jeśli komuś się to nie podoba, to trudno! Ważne jest to, że ty kochasz jego, a on kocha ciebie. Razem przetrwacie wszystko. Tylko razem!

Rina zamilkła gdy zdała sobie sprawę, że prawie krzyczy.
Uśmiechnęła się do Ranee, która wciąż siedząc na ziemi wpatrywała się w Atis Adeę szeroko otwartymi oczyma.

- Przepraszam. - powiedziała Rina. - Chodzi po prostu o to, że... Marnujecie życie na obawy. Nigdy nic nie będzie doskonałe. O wszystko będziecie musieli walczyć sami.

Ranee westchnęła.
- Musisz porozmawiać z Darenem. Biedak sam nie wie co się dzieje. A ja porozmawiam z jego rodzicami jak tylko wrócą.

- Nie chcę, żeby to wyglądało... - zaczęła dziewczyna.

- Nic się nie bój! Potrzebujecie sprzymierzeńca, a ja chętnie podejmę się tej roli. - uśmiechnęła się Rina.

Cały następny dzień Daren i Ranee spędzili razem. W końcu, po raz pierwszy rozmawiali szczerze. Rina od razu zauważyła, jak bardzo była im ta rozmowa potrzebna.
Teraz wszyscy musieli poczekać na powrót Nirvy i Levara.
Atis Adea spodziewała się, że nastąpi to dopiero za parę dni, bowiem pobyt u bratowej Nirva planowała od dawna.
Niespodziewanie rodzice Darena wrócili jeszcze tego samego dnia wczesnym popołudniem.
- Co tak wcześnie? - zaczęła Rina na ich widok, uśmiechając się znacząco.

Jej dobry nastrój i rozbawienie prysły jednak natychmiast.
Nirva miała taką minę jakby zobaczyła ducha, a Levar zdawał się trzymać nieco z boku, jakby bojąc się wybuchu żony.
- Co się stało? - zapytała Rina.

- Musimy porozmawiać. Natychmiast! - odparła Nirva.

Minęła Rinę i szybkim krokiem ruszyła w stronę swoich pokoi.
Rina spojrzała na Levara pytająco.
- Ma rację. Musimy porozmawiać. - odpowiedział i przepuszczając Rinę przed sobą, podążył za żoną.

Rina stała przy oknie wychodzącym na ogród. Mimo zbliżającego się wieczoru, dokładnie widziała Darena i Ranee. Obiecała im pomoc, pamiętała o tym. Ale to co usłyszała od Nirvy sprawiło, że na razie wszystko musiała odłożyć na bok.
- Jesteś tego pewna? - zapytała w końcu, wciąż obserwując młodych.

- Tej twarzy nie zapomnę do końca życia! - odparła Nirva.

Rina odwróciła się i spojrzała najpierw na przyjaciółkę, a potem na jej stojącego przy kominku męża.
- Na mnie nie patrz. - powiedział. - Ja go nigdy przedtem nie widziałem.

- To na pewno był on! - upierała się Nirva. - Zmienił imię, przybrał nazwisko żony, ale to był on!

W pokoju zapadła cisza.
- Co teraz? - zapytał Levar. - Czy w ogóle można coś zrobić?

- Jakim cudem udało mu się przeżyć? - dziwiła się księżniczka.

Rina nie wiedziała co powiedzieć.
Pamiętała Mandora.
Pamiętała jak odbierała mu magię.
Pamiętała też dlaczego to zrobiła.
Wtedy była pewna, że zginął. Leżał przecież u jej stóp bez życia. Martwy.
A jednak...
- Rina? - rozmyślania przerwał głos Levara. - Wszystko w porządku?

Atis Adea spojrzała na niego nieco zaskoczona.
- Ze mną tak, ale...

- Co zamierzasz? - zapytała Nirva.

- A cóż mogę? Mandor, czy jak on się teraz nazywa, jeśli to oczywiście on, nie włada już magią. Więc nawet jeśli przeżył, nie zagraża już nikomu.

- Posiada duże wpływy. Głównie dzięki swojej żonie. - zauważył Levar. - Sam też potrafi o nie zadbać. Może i nie posiada już magii, ale nie oznacza to, że jako człowiek zmienił się.

- Nie sądzę. - wtrąciła Nirva.

- Co masz na myśli? - zapytała Rina.

- Widziałam to w jego oczach. A gdy spojrzał na mnie... - Nirva wzdrygnęła się.

- Rozpoznał cię?

- Chyba tak. Nawet na pewno tak. I wiem, że nie zmienił się.

Rina westchnęła cicho.
Nie wiedziała co mogłaby zrobić. Osiągnęła przecież główny cel, odebrała mu magię. Wtedy była pewna, że zginął. Ale jeśli Nirva miała rację...
- Muszę sprawdzić wszystko sama. - powiedziała po chwili.

- Nie ufasz mi? - zdziwiła się Nirva.

- Ależ ufam! Chcę jednak sama przekonać się...

O czym miała się przekonać? Nie władał już przecież magią, a miała nie ingerować w poczynania zwyczajnych ludzi.
- Muszę go odnaleźć, a potem zastanowić się co dalej. - odparła w końcu. - Tymczasem zostańcie tu. Nie wyjeżdżajcie bez ważnego powodu. I nie pozwalajcie Darenowi opuszczać zamku. A tak w ogóle, porozmawiajcie z nim, ma wam coś ważnego do powiedzenia. - dodała. - Wrócę, gdy tylko będę mogła.

Odnalezienie Mandora nie było trudne. Zanim Nirva opuściła dom swojej bratowej, dowiedziała się gdzie teraz mieszka były Mag.
Zamek był niewielki, lecz dobrze utrzymany. Jego mury pamiętały zapewne bardzo odległe czasy.
U bram niewielkiej osady, która przycupnęła pod zamkowymi murami, stały grupki ludzi, chcących dostać się do środka. Wśród nich była jedna, okryta czarem niepozorności. Odziana w znoszony długi płaszcz z obszernym kapturem, czekała na swoją kolej.

Gdy w końcu przekroczyła bramę, wolnym krokiem skierowała się w stronę zamku. Po drodze obserwowała bacznie otoczenie. Zwykła osada, zwykli ludzie, ze zwykłymi radościami i smutkami. Niby nic takiego, a jednak Rina czuła coś... nieokreślonego. Złożyła jednak wszystko na karb podświadomej niechęci do męża księżnej.
Czar sprawił, że nikt nie zwracał na nią uwagi. Przez nikogo nie niepokojona doszła w końcu do bram samego zamku. Nikt oprócz niej nie kierował się tam, więc strażnicy zauważyli ją od razu. Zatrzymali ją jednak dopiero wtedy, gdy doszła do ich posterunku.
- Stać! - powiedział ostro jeden z nich.

Rina zatrzymała się posłusznie.
- Kim jesteś i w jakim celu przybywasz do zamku?

Rina zdjęła z głowy kaptur i uśmiechnęła się uroczo.
Oczom strażników ukazała się twarz pięknej kobiety o mleczno białej cerze, błyszczących miodowych oczach, na które figlarnie spadły kosmyki brązowych loków.
Strażnicy byli zauroczeni tym widokiem. Widać było, że nie często mieli do czynienia z tak pięknymi kobietami.
- Jestem nową służącą Jaśnie Wielmożnej Pani. - powiedziała Rina melodyjnym głosem.

Jeden ze strażników spojrzał zdziwiony najpierw na nią, a potem na swojego kompana.
- Ciekawe po co schorowanej Księżnej jeszcze jedna służąca.- powiedział. - Ale idź. - dodał po chwili. - Prosto, a potem na prawo do wejścia dla służby.

Rina uśmiechnęła się.
Przeszła pomiędzy strażnikami, muskając ich swoim zapachem i płaszczem. Jeszcze przez chwilę spoglądali na odchodzącą kobietę.
Rina, idąc powoli we wskazanym kierunku, nie odwracając się do strażników, uczyniła niewielki gest i w tej samej chwili obaj strażnicy powrócili do swojej nudnej służby, zapominając, że w ogóle spotkali kobietę o pięknych miodowych oczach.

Spojrzał ponownie na swój list.
Tak, mniej więcej o to mu chodziło.
Im dłużej zajmował się sprawami niewielkiego księstwa, tym lepiej rozumiał jego potrzeby i sposoby rozwiązywania poszczególnych problemów. Odkąd jego żona zachorowała, miał jeszcze więcej pracy. Nie przepadał za tym, ale pogodził się z faktem, że nie może zajmować się tym, czym chciałby się zajmować.
Nagle poczuł dziwne mrowienie na piersiach.
Wyprostował się na krześle i przez chwilę spoglądał na swój medalion.
Po chwili uśmiechnął się lekko. Złożył list na czworo i włożył go do koperty. Na ciepłym laku odbił pieczęć swojej żony.
Usłyszał, gdy otwierały się ciężkie drewniane drzwi.

Gdyby nie medalion i to skrzypienie, pewnie zaskoczyłaby go.
Najwyraźniej jednak nie zależało jej na tym.
Otworzyła drzwi na całą ich szerokość. Jeśli nie skrzypienie, to na pewno przeciąg zwróciłby jego uwagę.
- A więc to jednak była Nirva. - odezwał się, spoglądając na zbliżającą się do niego Atis Adeę. - Nie byłem pewien. - dodał.

- A ja nie byłam pewna czy Nirvie się nie przywidziało. - usłyszał.

- Nic się nie zmieniłaś. - powiedział.

Uśmiechnął się lekko, rozsiadając się wygodnie w swoim krześle.

Wciąż białe jak śnieg włosy, były teraz o wiele dłuższe, okalały jej twarz jak mroźna szadź.
- Jesteś zaskoczona? - zapytał.

Rina okrążyła powoli duży stół, przy którym siedział Mandor i podeszła do okna.
- Trochę. - odparła.

- Przyszłaś dokończyć swego dzieła?

Spojrzała na niego uważnie.
Z jej twarzy nie mógł niczego wyczytać. Wiele by dał, by znać jej zamiary.
- A jak sądzisz? - zapytała.

- Teraz tym bardziej byłoby to morderstwo.

- I kto miałby mnie ukarać?

Mówiła tonem jakiego nie cierpiał. Zwyczajnie, spokojnie, bez emocji, ale wiedział, że może się za nim kryć wszystko. Znał ją przecież. Pamiętał.
- Nie denerwuj się tak. - powiedziała po chwili. - Ludziom szkodzą nerwy.

Tak bardzo starał się, a ona jednak wyczuła jego nastrój.
- Nawet gdybyś wciąż władał magią, nie ukryłbyś tego przede mną. Przecież wiesz.

Mandor nie wytrzymał. Uderzył pięścią w stół i wstał z rumorem.
- Czego chcesz ode mnie?! Po co tu jesteś?!

Rina uśmiechnęła się.
- Ty też niewiele się zmieniłeś. - powiedziała. - Ciągle łatwo wpadasz w złość. Choć przyznam, że twój ożenek jest czymś nieoczekiwanym. Ale przecież nie mogłeś nie skorzystać z okazji, prawda? Życie włóczęgi nie służyło ci.

- Nie życzę sobie, żebyś czytała w moich myślach!

- Teraz przynajmniej wiesz jak czuli się ci, których prywatność naruszałeś.

- Czego chcesz?! - warknął. - Bo jeśli masz ochotę zabić mnie, to...

- Skąd to przypuszczenie? - udała zdziwienie.

Mandor powoli wyprostował się, próbując uspokoić myśli.
I wtedy zobaczyła coś, czego nie spodziewała się zobaczyć.
Medalion.
Reagował na magię, na najmniejszy nawet czar rzucony w jego pobliżu.
To dlatego Mandor nie był zaskoczony jej pojawieniem się. Medalion podpowiedział mu, że blisko niego jest magia. A ponieważ już tylko Rina włada nią...
Uspokoił się nieco.

Nagle zdał sobie sprawę na co patrzy Atis Adea.
- Interesujące, prawda? - powiedział.

Oderwała wzrok od kawałka złota i spojrzała mężczyźnie w oczy. Chyba nawet wiedział więcej niż ona.
Nie zdradziła jednak tego faktu.
- Prawda, - odezwała się spokojnie, idąc powoli w stronę Mandora. - interesujące. Ciekawe skąd go masz.

- Czysty przypadek. - powiedział rozbrajająco szczerze. - Nie sądziłem, że którykolwiek ocalał. A jednak!

- I sądzisz, że ochroni cię? - zapytała, ściszając nieco głos, by mężczyzna musiał wysilić słuch.

Ta krótka chwila i fakt, że właśnie mijała Mandora, pozwolił jej na szybkie i w miarę dokładne przyjrzenie się medalionowi. Nie chciała jednak, by zauważył, że interesuje się nim.
- Do tej pory spełniał swoje zadanie. Od wielu wieków chroni tego kto go nosi. Następca może go posiąść tylko gdy poprzedni właściciel umrze. A zazwyczaj umiera ze starości we własnym łóżku.

- Mam czas. - odparła. - W przeciwieństwie do ciebie, człowieku. - dodała.

Od dłuższego czasu szukała... Sama nie była pewna czego.
Czy to księga, zwój, a może coś jeszcze innego? Tyle tego było w Bibliotece! Ale widziała to już kiedyś! Była pewna!
Minęło sporo czasu, a ona wciąż nie mogła tego znaleźć. Frustracja spowodowała, że o mało nie wypowiedziała zaklęcia. Powstrzymała się w ostatniej chwili. Doskonale wiedziała, że użycie magii w TYM miejscu, mogło spowodować jeszcze większy zamęt.
- Spokojnie! - mówiła do siebie. - Tylko spokojnie. To musi gdzieś tu być. To na pewno gdzieś tu jest.

Odetchnęła głęboko parę razy i ponownie zaczęła szukać.
Tym razem trwało to trochę krócej, ale udało się! Rina wygrzebała spod zwałów ksiąg, zwojów i pojedynczych papierów małą, niepozorną książeczkę. Zakurzone kartki i rozsypująca się oprawa grzbietu wskazywały wyraźnie, że autorem był ktoś z Pierwszego Pokolenia.
Księga miała 17 rozdziałów, a każdy z nich poświęcony był poszczególnemu amuletowi. Każdy z nich rozrysowany był dokładnie czarnym atramentem. Objaśnienia wypisane były na kolejnych stronach w nieznanym na pierwszy rzut oka języku. Już po chwili jednak zaczęła wszystko rozumieć.
Usiadła na pierwszym z brzegu krześle i zaczęła czytać.

Im dłużej jednak czytała, tym poważniejszą miała minę.
- Tylko tego było mi trzeba. - mruknęła gdy doszła do strony, na której widniała podobizna medalionu Mandora.

Rina nie była pewna czy to ostatnie zdarzenia czy najzwyczajniej upływający czas pobieliły jeszcze bardziej włosy przyjaciółki. Faktem jednak było to, że Nirva wyglądała na starszą i bardziej zmęczoną niż kiedy widziały się ostatnim razem.
- Więc nic z tym nie można zrobić? - zapytała.

Rina pokręciła przecząco głową.
- Niestety nie. Ale jestem pewna, że nie knuje niczego. Zresztą co mógłby zrobić? Amulet chroni go przed atakami, ale nie daje mu magii.

- Czy to znaczy, że Mandor nie jest groźny?

- Tego nie mogę stwierdzić z całą pewnością. - odparła Rina. - Cechy charakteru pozostały, ale zmieniły się realia. Jest zachłanny i rządny władzy jak dawniej, ożenił się z księżną de Mar, bo potrafił ukryć przed nią swoją prawdziwą twarz.

- Zmienił nawet imię. - zauważyła Nirva.

- Jego żona umiera, a on nie czuje żalu. Jestem pewna, że gdy tylko zostanie wdowcem, pokaże swoje dawne oblicze. Przynajmniej na tyle na ile będzie to możliwe.

Nirva spojrzała na Rinę. W jej oczach czaił się niepokój.
- Ale o to będziemy się martwić gdy nadejdzie czas. - powiedziała Atis Adea.

W pokoju zapadła ciężka cisza.
- Powiedz mi lepiej czy Daren rozmawiał z tobą?

Oczy Nirvy nabrały nagle blasku, a na twarzy zagościł delikatny uśmiech.
- O tak, rozmawiał. - powiedziała. - Niezbyt dobra ze mnie matka, skoro przez tyle lat nie zauważyłam co się dzieje pod moim dachem.

- Nie przesadzaj. Oboje nieźle się maskowali. - powiedziała Rina, uśmiechając się.

Uroczystość przedłużała się niemal w nieskończoność. Musiał jednak wytrzymać to wszystko. Jeszcze ten jeden, ostatni raz. A potem, gdy ciało jego żony spocznie w głębokim grobie, będzie panem. Panem wszystkiego co do niej należało. I choć nie mogło się to równać dawnej potędze, czuł się prawie tak dobrze jak wtedy.

Ślub Darena i Ranee był prawdziwym wydarzeniem. Dla jednych był powodem radości, dla innych zakłopotania lub wręcz wrogości. Jedni i drudzy nie ukrywali swych uczuć zbyt głęboko. Jakkolwiek wyrazy sympatii były miłe i budujące, tak suche i na pierwszy rzut oka nieszczere gratulacje innych, mroziły serca młodych. Szczególnie Ranee okazała się czuła na takie gesty. Znosiła je jednak dzielnie, bowiem zarówno Daren, jego rodzice jak i Rina, starali się podtrzymać ją na duchu.

Często jednak, gdy była sama, znowu przeżywała wszystko. Wtedy dopadały ją wątpliwości i obawy. Wiedziała, że Daren kocha ją nad życie. Wiedziała, że jego rodzice są jej życzliwi. W głębi duszy wiedziała też, że gdyby Rina Pler, Mag i przyjaciółka rodziny nie widziała dla nich przyszłości, nie pomogłaby im.
Wiedziała o tym wszystkim i wierzyła w to z całego serca.
Nie mogła jednak do końca pozbyć się obaw.
Ukrywała je jednak. Może miała nadzieję, że wszystko się ułoży, a może po prostu nie chciała sprawiać kłopotów.

Gdyby Brama miała drzwi, trzasnąłby nimi, tak bardzo był zdenerwowany.
Biegł przed siebie ile sił w nogach. Rina była jego ostatnią nadzieją.
Zanim wpadł na dziedziniec jej domu, Atis Adea zdążyła wyjść mu na powitanie.
- Co się stało? - zapytała zamiast powitania, gdy tylko go zobaczyła. - Poczułam cię jeszcze w przejściu.

- Musisz mi pomóc! - powiedział Daren.

Targały nim takie emocje, że nie pytając o nic więcej, kazała iść za sobą do swoich pokoi.
Chłopak bez słowa ruszył za nią i dopiero gdy zamknął za sobą drzwi gabinetu, powiedział:
- Ranee zniknęła.

- Jak to zniknęła? - zapytała zdziwiona.

- Odeszła. - poprawił się.

Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. Gdyby nie fakt, że czuła, że coś się stało, nie uwierzyłaby w to co mówił.
- Zacznij od początku.

- Od jakiego początku?! Moja żona odeszła ode mnie! Zniknęła! A ja nie mogę jej nigdzie znaleźć! Musisz mi pomóc. Tylko ty potrafisz ją odnaleźć. Musisz...

Rina przerwała mu ruchem ręki.
- Dlaczego odeszła? Były jakieś powody?

Daren usiadł ciężko w pierwszym z brzegu fotelu. Pochylił się i objął głowę rękami.
- Nie wiem. Sądziłem, że wszystko jest w porządku. Kochamy się przecież. Nie rozumiem...

- Tylko ty wiesz jak było naprawdę.

Daren milczał przez chwilę.
- To ludzie.

- Jacy ludzie?

- Zawistni, źli.

Rina zaczęła powoli rozumieć.
- Nie zaakceptowali jej. - mówił cicho. - Wytykali pochodzenie. Moja ciotka... Nigdy nie ukrywali swojej niechęci. Myślałem, że to minie. Myślałem, że Ranee i ja poradzimy sobie tak jak poradzili sobie moi rodzice.

Westchnęła cicho. Też miała taką nadzieję. Sądziła, że miłość tych dwojga przetrwa wszystko, że dzięki niej będą silniejsi. A tymczasem po paru miesiącach...
- Znajdź ją, proszę. Błagam... - głos mu drżał, a w oczach widziała łzy.

Podeszła do niego i położyła rękę na ramieniu.
- Przykro mi, że tak się stało. Zrobię co tylko w mojej mocy.

Spojrzał na nią z wdzięcznością i nadzieją.
- Dziękuję.

- Wróć teraz do domu i czekaj na wiadomość.

- Nie mógłbym zostać tu? Może...

- Nie! Zrób tak jak mówiłam. I bądź cierpliwy.

Znalezienie kogoś, kto nie chciał być znaleziony nigdy nie było prostą sprawą. W dodatku gdy nie wiedziało się, gdzie szukać, wszystko komplikowało się jeszcze bardziej.
Ale Rina była zdecydowana poświęcić cały swój czas, by pomóc Darenowi.
Nie wiedziała tylko co będzie gdy już znajdzie jego żonę. To jednak w tej chwili nie zaprzątało zbytnio jej myśli.
Mimo całej jej magii świat okazał się ogromny. Daren szukał jej od ponad dwóch miesięcy. W tym czasie mogła dotrzeć do najdalszych zakątków. Penetrowanie ich wszystkich trwało długo, lecz w końcu wydawało jej się, że znalazła ślad obecności Ranee w bardzo odległym miejscu, do którego Daren nawet nie dotarł.

Nikt nie widział otwartej Bramy. Zresztą mogła się tego spodziewać. Specjalnie wybrała to miejsce. Skupisko ogromnych głazów było dobrą zasłoną do otwarcia przejścia.
Rozejrzała się dookoła, tak na wszelki wypadek, ale nie zobaczyła nikogo.
Wszędzie były tylko kamienie, las i śnieg. Dawno już nie czuła takiego zimna. Wypowiedziała w myśli zaklęcie i natychmiast jej ciało opatuliło białe futro. Mogła co prawda wypowiedzieć zaklęcie i nie odczuwać zimna w ogóle, ale gdyby pojawiła się wśród ludzi w swoim zwyczajnym stroju, wzbudziłaby tylko niepotrzebną sensację.
Poprawiła kołnierz futra i powoli ruszyła w stronę widocznej zza drzew osady.
Wyglądała niezwykle malowniczo zasypana śniegiem. Była niewielka, zaledwie kilkanaście domów, niezbyt bogata, ale też i nie biedna.
Odnalezienie Ranee nie było już problemem. Bez trudu znalazła jej dom.
Stanęła przed drzwiami, lecz zanim zapukała, przymknęła oczy. Ranee nie była sama.
Rina zapukała. Po chwili drzwi uchyliły się lekko. Lecz to nie Ranee je otworzyła. Starsza kobieta patrzyła na nią lekko zdziwiona.
- Witaj, Mirto. - powiedziała Rina. - Szukam młodej kobiety, która w twoim domu znalazła schronienie.

Kobieta, zdziwiona jeszcze bardziej, otworzyła szerzej drzwi.
- Skąd znasz moje imię? Kim jesteś?

- Nie obawiaj się. Z mojej strony nie grozi ci żadne niebezpieczeństwo. Muszę tylko porozmawiać z Ranee. Wiem, że jest tu.

- To przyjaciółka, Mirto. Możesz ją wpuścić. - usłyszała nagle znajomy głos.

Mirta otworzyła drzwi na całą ich szerokość, a wtedy Rina zobaczyła Ranee.
Atis Adea weszła do izby.
- Witaj, Ranee. - powiedziała.

Mirta zamknęła drzwi i ciągle spoglądając z niedowierzaniem na Rinę, podeszła do Ranee.
- Czy to o niej mówiłaś? - zapytała.

Dziewczyna skinęła głową.
- Będę w izbie obok, gdybyś mnie potrzebowała. - powiedziała Mirta i wyszła.

- Mówiłaś jej o mnie? - zdziwiła się Rina.

- Nie chciałam by przestraszyła się, gdy przybędziesz. A wiedziałam, że tak się w końcu stanie. Usiądź, proszę przy kominku. - dodała. - Jest bardzo zimno.

- To prawda. - odparła Atis Adea, zdejmując futro.

Odłożyła je niedbale i podeszła do ognia, wyciągając w jego stronę ręce.
- Mogłam się spodziewać, że znajdę cię w takim jak to miejscu. - powiedziała. - Daleko od świata, od którego chciałaś uciec.

Ranee odwróciła się i podeszła do drugiego paleniska, nad którym zamocowana była płyta do gotowania. Na jej brzegu stał wysoki metalowy garnek, z którego dziewczyna nalała do glinianego kubka jakiś napój. Wszystko robiła bardzo niespiesznie. Ale Rinie również nie spieszyło się. Miała czas by przyjrzeć się dziewczynie dokładniej.
Długie włosy splecione w warkocz, spływały na plecy. Ubrana była w długą, ciepłą, obszerną suknię z jakiegoś brązowego materiału. Mankiety, niewielkie wycięcie pod szyją i dół sukni ozdobione były drobnymi wzorami wyszytymi złotą nicią.
Ale coś innego zwróciło uwagę Riny.
Ranee, niemal namacalnie otaczał spokój. Wyrażał się w jej ruchach, głosie, oczach. Było coś jeszcze. Coś czego nie potrafiła nazwać.
Dziewczyna podała Rinie kubek, po czym powoli usiadła na ławie stojącej przed kominkiem. Zrobiła to powoli, spokojnie, wręcz ostrożnie.
Rina usiadła obok. Nie wiedziała jak zacząć rozmowę.
- Jak się czujesz? - zapytała.

- Dobrze.

- Daren się ucieszy.

- Nie mów mu nic. - powiedziała nagle.

Rina spojrzała uważnie na dziewczynę.
- Czy wiesz, że szukał cię?

Nie odpowiedziała. Patrzyła w ogień. Spokojnie lecz smutno.
- Jest zrozpaczony. - mówiła dalej Rina. - Myślał, że sam poradzi sobie z tym, ale nie udało mu się. Błagał mnie o pomoc.

- Nie powinien. - powiedziała cicho.

- Sądzisz, że gdy ktoś kocha tak mocno jak on, nie będzie chwytał się wszystkich możliwości?

- Wiem. Ale miałam nadzieję, że w końcu zrozumie...

- Co? Co miał zrozumieć?

Dziewczyna spojrzała na Rinę.
- Że nie wrócę. Nie mogę.

Nie musiała o nic pytać. To co mówił jej Daren, to co sama wiedziała, wystarczyło by zrozumieć ją. Ale przecież była tylko postronnym obserwatorem.
- Zbyt cię kocha, by zrozumieć. - powiedziała, cicho wzdychając. - Rozpacz przesłania mu wszystko.

- To minie. Z czasem.

- Jesteś tego pewna? A ty? Potrafisz pogodzić się z tą stratą? Bo przecież straciłaś miłość swojego życia. Czy kiedyś jeszcze pokochasz kogoś tak bardzo?

- Nigdy! Nigdy nikogo nie pokocham. Ale tak będzie lepiej dla wszystkich. Przecież wiesz.

- Nie jestem tego pewna. I ty chyba też nie do końca.

Ranee westchnęła ciężko.
- Nie powinnam była zostawać w tamtym domu. Gdybym wyruszyła dalej w drogę, wszystko ułożyłoby się inaczej, lepiej.

- Tego nikt nie wie. Może wcale nie byłoby lepiej. Nawet ja tego nie wiedziałam. Byłam pewna, że jesteście dla siebie stworzeni. I prawdę mówiąc ciągle tak sądzę. Darena nie obchodzi nic i nikt, gdy ty jesteś przy nim.

- Wiem, ale ja tak nie potrafię. Nie chcę żyć z przeświadczeniem, że niszczę jego życie. Jego i swoje. Zbyt wiele nas dzieli. Pewnie zaraz powiesz, że to tak samo jak z rodzicami Darena. I będziesz miała rację. Ja niestety nie jestem tak silna jak Levar. Wcześniej czy później zamieniłabym nasze życie w coś czego nigdy nie chciałabym zaznać. Dlatego musiałam odejść. Dla dobra wszystkich.

Rina wiedziała, że dziewczyna mówi szczerze. Zawsze obawiała się, że Levar był wyjątkiem.
- Co dalej? Zostaniesz tu na zawsze?

- Nie wiem. Mirta przyjęła mnie pod swój dach. Nie osądza mnie, ani nie poucza. Ale wiem, że nie będę mogła zostać tu na zawsze. Chyba, że Daren... przestanie mnie szukać.

Dziewczyna spojrzała na Atis Adeę.
- Mogłabyś sprawić, żeby tak się stało. Żeby zapomniał.

- Jeśli prosisz mnie o rzucenie czaru, to odmawiam. - powiedziała stanowczo Rina. - Tego nigdy nie zrobię.

Ranee spuściła wzrok.
- Ale jeśli prosisz mnie o rozmowę z Darenem...

Ranee znowu spojrzała na nią z nadzieją.
- ... mogę ci obiecać, że z nim porozmawiam. Nie wiem jednak jaki odniesie to skutek.

- Dziękuję.

Ogień zaczął dogasać. Ranee wstała i podeszła do ułożonego w kącie izby stosu szczap. Pochyliła się, aby podnieść parę z nich, lecz gdy już miała się wyprostować, upuściła je na ziemię.
Rina odwróciła się natychmiast i spojrzała uważnie na nią. W tej samej chwili do izby weszła szybkim krokiem Mirta.
- Przecież prosiłam cię, żebyś tego nie robiła! - powiedziała. - Musisz uważać!

- Nic się nie stało. - powiedziała cicho Ranee.

Atis Adea wstała powoli, ciągle wpatrując się w dziewczynę. Znowu wydało jej się, że widzi coś jeszcze. Coś czego nie uchwyciła wcześniej. I nagle zrozumiała.
- Jesteś w ciąży. - powiedziała.

Ranee spojrzała na nią spłoszona.
Mirta natomiast była wyraźnie zdziwiona faktem, że gość Ranee nic nie wiedział o dziecku.
Rina wykonała ledwie zauważalny gest i szczapy, które rozsypane leżały na podłodze, zaczęły powoli unosić się i płynąć w kierunku kominka.
- Zajmę się ogniem, Mirto. - powiedziała patrząc na kobietę. - Czy mogłabyś nas zostawić?

Ranee skinęła głową i Mirta znowu wyszła.
- Kiedy odchodziłam, nie wiedziałam, że jestem w ciąży. - pierwsza odezwała się Ranee.

- Chciałaś to ukryć?

- Przed tobą? - uśmiechnęła się blado i pokręciła przecząco głową.

- I nadal wolisz zostać tu, niż...

- Nawet dziecko niczego nie zmieni. Będzie tylko jeszcze jednym zmarnowanym życiem.

Rina westchnęła. Wolałaby, żeby Ranee wróciła do Darena. Szczególnie teraz, gdy w drodze było dziecko. Nie chciała jednak robić niczego na siłę.
- Ale ja nie mogę dać mojemu dziecku tego, co może dać mu jego ojciec. - powiedziała w końcu.

- To znaczy?

- Chcę, żebyś przyszła tu za parę miesięcy i zabrała dziecko do domu.

Tego Atis Adea nie mogła zrozumieć.
- Postanowiłam, że życie mojego dziecka będzie wyglądało inaczej, że będzie lepsze. A to może mu zapewnić tylko Daren. Nie proszę cię o nic więcej.

Wszystko się komplikowało. Mogła wypowiedzieć zaklęcie, wykonać gest lub tylko pomyśleć... Ale wiedziała, że tylko pozornie rozwiąże problemy, które dzieliły tych dwoje młodych ludzi.
Westchnęła ciężko. Ogień buchnął nowym silnym płomieniem, zalewając swym światłem zmartwioną twarz Riny.
- Dobrze. - powiedziała w końcu. - Ale ja również chcę czegoś w zamian.

Ranee patrzyła na nią zdziwiona. Do tej pory kobieta nigdy niczego nie chciała. Była prawdziwą przyjaciółką.
- Wrócisz ze mną do mojego domu.

- Ale...

- Żadnych "ale"! Zamieszkasz tam do czasu rozwiązania. Będziesz pod moją opieką.

- Ale Daren... - znowu próbowała zaoponować Ranee.

- Daren nie znajdzie cię u mnie. Nie dowie się, że jesteś tak blisko niego. Nikt się nie dowie. To mogę ci obiecać, jeżeli tego właśnie chcesz. Ale nie pozwolę ci tu zostać. To nie miejsce dla ciebie i twojego dziecka.

W izbie słychać było tylko trzask płomieni.
- To mój warunek. Możesz go przyjąć lub nie. - powiedziała Rina.

Dziewczyna nie wiedziała co odpowiedzieć. Ufała Rinie, ale myśl iż byłaby tak blisko Darena, przerażała ją. Sobie nie ufała.
Skinęła głową.
- Masz rację. Będę czuła się bezpieczniej gdyby moje dziecko potrzebowało pomocy.

Rina podeszła do dziewczyny. Objęła ją ramieniem i uśmiechając się, powiedziała:
- To mądra decyzja.


Poprzednia Jesteś na stronie 7. Następna
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12