Magowie

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12
Poprzednia Jesteś na stronie 12.

EPILOG

- A nie mówiłem?! - krzyknął w zachwycie, gdy w końcu udało im się przecisnąć przez niski tunel.

Pierwszy wyprostował się i zanim stanęła przy nim Monika, zdążył rozejrzeć się dookoła.
- I czym ty się tak zachwycasz? - zapytała, strzepując z kurtki skalny pył.

- Nie rozumiesz? - zdziwił się. - Jest dokładnie tak jak opisał to Lance Valon.

- Wiesz co? Powinieneś dostać dożywotni zakaz czytania bajek. - żachnęła się. - Ty we wszystkim widzisz prawdę.

- Daj spokój! Rozejrzyj się tylko!

- Tak samo było z Loch Ness. Czy przypadkiem nie wyczytałeś tego też u Lancea Valona?

Spojrzał na nią zniecierpliwiony.
- Po co więc przyjechałaś?

- Bo moja firma finansuje te twoje idiotyczne badania, a ja mam patrzeć ci na ręce! - warknęła. - Chociaż nie wiem czego tak naprawdę powinnam szukać. - dodała ciszej, lecz mężczyzna nie słyszał już tego.

Wziął swój plecak i ruszył przed siebie.
Tak, to musiała być dolina opisywana w "Pokoleniach magii". Wszystko się zgadzało. Nie obchodziło go co mówi Monika. Postanowił, że nie będzie zwracał na nią uwagi. Ważne, że ma fundusze na badania i nikt mu się do nich nie wtrąca. No, prawie nikt.
Obejrzał się.
- Idziesz, czy zostajesz? - zapytał.

Kobieta nie odpowiedziała. Westchnęła tylko ciężko i wziąwszy swój plecak, ruszyła za nim.
Dogoniła go i dalej szli już razem.
- Po domostwach nie pozostał żaden ślad. - powiedział.

- Serio? - zapytała ironicznie. - Jeśli tu w ogóle coś było.

- Możesz wrócić do obozu. - przypomniał jej, poprawiając okulary.

- Nawet nie wiesz jak bardzo bym chciała, ale niestety nie mogę.

- To może ograniczysz swoje uwagi?

Spojrzał na nią.
Gdyby nie był takim beznadziejnym marzycielem, poszukiwaczem nieistniejących rzeczy... Kiedy go poznała nie miała pojęcia, że pod tymi cudownymi niebieskimi oczami ukrytymi za szkłami okularów w delikatnej srebrnej oprawce, kryje się taki koszmarnie skomplikowany typ.
I pomyśleć, że sama prosiła wuja o przydzielenie jej do niego.
- Rzeka. - usłyszała w pewnej chwili.

- Tak jak opisywał? - uprzedziła go.

- Dokładnie.

Tym razem nawet nie zwrócił uwagi na ton jakim się odezwała. W ogóle im dalej szli tym mniej uwagi zwracał na cokolwiek innego nie związanego z tą doliną.
Weszli w las. Gęsty i pełen życia. Chłodny i pachnący.
Szli może z pięć minut, gdy nagle tak jak się zaczął, skończył się.
Pierwsza wyszła z niego Monika.
Sprawdziła co robi jej towarzysz, ale gdy zobaczyła jak ogląda jakąś roślinę, ledwo powstrzymała się od wypowiedzenia jakiejś kąśliwości.
Przeszła jeszcze parę kroków, upewniając się czy żadne żyjątko nie przyczepiło się do jej ubrania, a tym bardziej do włosów, gdy nagle zastygła.
Nie mogła w to uwierzyć.
Ona również czytała tego całego Valona. No w każdym bądź razie dokładnie przejrzała. Nie wierzyła w teorie Jerryego, że to relacja z prawdziwych wydarzeń. Ale, choć nie przyznawała się do tego, widziała coraz więcej prawidłowości. Drobiazgów, szczegółów.
Tylko że to co widziała przed sobą nie było drobiazgiem.
- Jerry... - zaczęła, wciąż przyglądając się widniejącemu w oddali kształtowi.

- Czego chcesz? - usłyszała w odpowiedzi.

- To chyba nie jest... - nie wiedziała czy powiedzieć "zamek".

Mężczyzna spojrzał w kierunku, w którym patrzyła Monika.
- Ty wiesz, że to chyba jednak...

Spojrzeli na siebie.
- Jeżeli teraz zaczniesz prawić te swoje złośliwości...

- Nic nie powiem. - obiecała. - Przynajmniej na razie. - dodała ruszając za Jerrym.

Zamek rzeczywiście okazał się zamkiem. Właściwie jego ruinami, ale całkiem dobrze zachowanymi.
Szperali w nich przez prawie cały dzień, szukając niewiadomo czego. Oczywiście nie znaleźli niczego konkretnego, ale oczy Jerryego świeciły z podniecenia jak dwa halogeny.
W końcu zapadł zmierzch i Jerry postanowił rozbić obóz w ruinach. Powiadomili swoich ludzi poza doliną i zabrali się za rozstawianie namiotów.
- Jutro zacznę szukać wejścia do Biblioteki. - powiedział w pewnej chwili Jerry.

Monika nic nie odpowiedziała.
Zdziwiło to mężczyznę do tego stopnia, że zaczął się jej przyglądać.
- Wszystko w porządku? - zapytał w końcu.

- Tak, oczywiście. Dlaczego pytasz?

- Bo nie rzuciłaś żadnej kąśliwości. To rzadkie zjawisko.

Monika grzebała patykiem w ognisku.
- Tak sobie myślę... - zaczęła. - To oczywiście bzdura i nikt normalny nam nie uwierzy, ale...

Jerry patrzył na nią coraz bardziej zdziwiony.
- Czy w tym momencie nie powinieneś powiedzieć czegoś mądrego, żebym nie męczyła się więcej? - zapytała z właściwym sobie zniecierpliwieniem.

- Co chcesz, żebym powiedział?

- Nie wiem. Coś. Cokolwiek.

- Jeśli rzeczywiście wierzysz w to co podpowiada ci serce, sama musisz to przed sobą przyznać. Bo wydaje mi się, że zaczynasz wierzyć, prawda?

Spojrzała na niego, po czym znowu powróciła do zajmującego zajęcia, jakim było grzebanie w palenisku.
- Nie potrafię tak jak ty podporządkować życia czemuś czego nie można udowodnić. Ale te ostatnie miesiące... Wolałabym oczywiście mieć w ręku coś konkretnego, chociaż... to wszystko zaczyna być jakieś... Czy to można nazwać "logiczne"?

Patrzyła na niego w oczekiwaniu na jakąś odpowiedź.
Wzruszył ramionami.
- Wcale nie podporządkowałem życia tym, jak to kiedyś określiłaś, bajkom. Są integralną jego częścią. Wierzę w nie, przynajmniej w większość. Mam po prostu przeczucie, że to prawda.

- Szczątki magii?

Uśmiechnął się. A więc czytała.

- Tak opisywał to Valon. Magia stara się odrodzić. Lecz nie może pokonać sama siebie. Każdy kataklizm, nieustające burze, erupcje dawno uśpionych wulkanów, powodzie czy trzęsienia ziemi, tłumaczył niczym innym tylko narodzinami kolejnego Atis Adei. I choć cała ta walka jest beznadziejna, bo przecież skazana z góry na przegraną, dziecko zatrzymuje jakąś część magii, dar, który potem się uaktywnia, lub nie.

- Nawet jeśli tak nie jest, - odezwała się po chwili. - to miła opowiastka. Już późno. Lepiej kładźmy się spać. Jutro czeka nas dużo pracy.

Zgasili ognisko i każde z nich wczołgało się do własnego namiotu.
Monika długo jeszcze nie mogła zasnąć. Leżała wsłuchana w odgłosy nocy, rozmyślając. Nagle przeszył ją lekki dreszcz. Zmarzła. Odwróciła się na bok i naciągnęła na ramiona śpiwór. Ułożyła się już prawie wygodnie, lecz przeszkadzał jej wisiorek, który zaplątał się w podkoszulkę. Rozpięła minimalnie bluzę i szybko, żeby nie zmarznąć bardziej, poprawiła go. Był zimny, prawie lodowaty, ale nie zwróciła na to zbytniej uwagi.
Właściwie zawsze w takich okolicznościach przeszkadzał jej, ale mimo to nosiła go od lat, odkąd dostała go od swojej matki. Chyba była po prostu sentymentalna.
Zasnęła, gdy tylko trochę się rozgrzała.
Nie obudził jej nawet hałas, którego narobił Jerry gramoląc się ze swojego namiotu.
Nie mógł spać, postanowił więc przejść się trochę, pooddychać czystym nocnym powietrzem. Z namiotu wyciągnął latarkę i włączył ją. Omiótł obozowisko. Na szczęście nie obudził Moniki. Był pewien, że zrobiłaby mu awanturę.
Najciszej jak mógł oddalił się od namiotów.
Niebo było piękne, czyste i pełne gwiazd. W mieście nie widywał tego. Miasto przytłaczało go swoim gwarem, smrodem, ciasnotą i ogromem jednocześnie. Tylko na takich jak ta wyprawach czuł się dobrze. To nic, że gonił za ułudą, fantazją. Wierzył w to co robił i najwyraźniej inni też w to wierzyli. Nie mieli jednak na tyle odwagi by samemu zapuścić się w nieznane.
Taki był właśnie wuj Moniki.
Swoją drogą nie miał pojęcia po kim ona odziedziczyła swój sceptycyzm, skoro podobno nawet jej matka, siostra wuja Moniki, była do niego podobna. Pewnie po ojcu, który odszedł zostawiając żonę z maleńkim dzieckiem.
Nieważne.
Był tu dzięki jej wujowi i mógł znieść wiele, byle tylko pozwolono mu kontynuować pracę.
Nagle potknął się niemal upadając.
Zaklął cicho. Oświetlił ziemię pod nogami.
Już chciał iść dalej, gdy zaczął się przyglądać fragmentom kamieni.
Kucnął. Wziął jeden z nich do ręki.
Wyraźnie widział jakiś rysunek. Coś jakby fragment płaskorzeźby.
Zaczął odnajdywać kolejne fragmenty.
Długo to trwało, ale chyba udało mu się ułożyć rysunek, a w każdym bądź razie sporą jego część.
Patrzył na niego uważnie, doszukując się kształtów.
Tak, to była niemal cała płaskorzeźba.
Mężczyzna pochylał się nad trzymaną w ramionach nieprzytomną kobietą.

KONIEC

Część I - 30 listopada 1997
Część II - 16 marzec 1998
Część III - 23 czerwiec 1998
Część IV-IX - 2 sierpnia 2001


Poprzednia Jesteś na stronie 12.
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12