Magowie
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 | ||
Poprzednia | Jesteś na stronie 3. | Następna |
CZĘŚĆ III WIELKA BIBLIOTEKA
Rina wciąż nie mogła dojść do siebie.
Jej umysł przed nią wciąż nowe rzeczy.
Światy, zaklęcia, doznania, których nie znała.
Czuła się tak jakby odbywała podróż do innego wymiaru.
Z początku działo się to bezwiednie, bez jej woli. Potem nauczyła się to kontrolować. Mogła w każdej chwili zagłębiać się w świecie Pierwszego Pokolenia. I choć było to cudowne doznanie, choć wiele rzeczy zobaczyła w innym, lepszym świetle, jej spokój mąciła obawa.
O bezpieczeństwo swoje, Nirvy i misji, którą najwyraźniej powierzono jej tamtego dnia w Akademii.
- Musisz wyjechać. - powiedziała któregoś dnia, zwracając się do księżniczki.
- Tak po prostu? Jesteś bardzo niegrzeczna ... - odparła, uśmiechając się.
- Nirva, ja nie żartuję. - Rina była bardzo poważna.
- Czego się boisz?
- Sama nie wiem, ale mam wrażenie, że ... Cokolwiek stało się wtedy w Akademii, moje życie nigdy już nie będzie takie samo. Przede mną rozciąga się nowy świat. Jeszcze nie bardzo wiem co mam zrobić z tą wiedzą, ale jednego jestem pewna: nie mogę pozwolić, aby Mag-Biuro dowiedziało się o tym. Zabiją mnie, bo nie wykorzystam tego co wiem do ich celów. Ty również będziesz narażona. Bardziej niż kiedykolwiek. Dlatego musisz wyjechać.
- I co dalej?
- Nie wiem. Wiele muszę jeszcze odkryć, zanim ...
- Zacznę budować bramę. - wtrąciła Nirva. - Tym sposobem, kiedy będziesz już gotowa ...
- Upewnij się, że to bezpieczne. Dla swojego bezpieczeństwa. Może warto też odesłać twojego ucznia?
- Dlaczego?
- Dla jego bezpieczeństwa. A może dla naszego również. Mówiłaś, że jest młody, podatny na wpływy ...
- Więc uprzedź Biuro. Bądź tą, która będzie miała na niego większy wpływ.
- Nie mogę się z nim spotkać. To byłoby zbyt podejrzane. Ty co innego, ale ja ...
- Więc pozwól, że zrobię to w twoim imieniu. Wtajemniczę go przynajmniej w część ...
- Czy jesteś go aż tak pewna? - zapytała Rina, patrząc uważnie na przyjaciółkę.
- Tak.
- Każdy z nas jest omylny. Co, jeśli się mylisz?
- Wiem co robić, ale jestem pewna, że nie będę musiała używać tego zaklęcia.
Rina skinęła głową.
- Dobrze. Zrób co uważasz za stosowne. Ale bądź ostrożna. Nikt, kompletnie nikt nie może wiedzieć co mamy zamiar zrobić. Może minąć wiele miesięcy zanim będziemy miały pewność ...
- Wiem. Zadbam o wszystkie pozory. Ale co z tobą?
- Muszę uwolnić się od Biura. Jeszcze nie wiem jak, ale muszę to zrobić. Coś wymyślę.
- Gdybyś potrzebowała czegokolwiek ...
- Na razie musimy zerwać wszelkie kontakty. Odezwę się do ciebie. I jeszcze jedno. Będziesz obserwowana przez cały czas przez Biuro. Przygotuj się na to. Mam nadzieję, że nie posuną się do przesłuchania, ale ... nigdy nic nie wiadomo. Gdyby pytali cię o mnie - straciłam wszystko.
Nirva patrzyła na nią z niedowierzaniem.
- Chcesz im wmówić, że ... To nie przejdzie! A jeśli wezwą na konsultację innego Atis Adea? Nie ukryjesz tego przed nimi.
- Mam przewagę, o której nie wiedzą. Uda się. Musi. Jeśli nie, zginę.
Nirva wiedziała, że to konieczne. Wszystko o czym mówiły czy myślały.
Nie wiedziała jeszcze co będzie dalej. Na razie jednak musiały zadbać o siebie i o pozory. Reszta przyjdzie sama kiedy nadejdzie pora.
Nie miała nawet zamiaru ukrywać swojego przybycia. Chciała, żeby wszyscy, którzy powinni wiedzieli o tym.
Dlatego kiedy weszła do wielkiej sali poczuła wzrok dziesiątków par oczu na sobie.
Przyglądali się jej, choć chcieli robić to niepostrzeżenie.
Udawała, że tego nie czuje, nie widzi.
Szła powoli dobrze znaną drogą.
Nawet nie korzystając z magii, słyszała urywane szepty. Ci młodsi, którzy nie znali jej, pytali innych kim jest ta dziwnie wyglądająca kobieta.
Uśmiechnęła się w myślach.
Dla nich może rzeczywiście wyglądała dziwnie. Ona zdążyła się już przyzwyczaić.
Białe włosy, obcięte krócej niż zazwyczaj, rzucały się wszystkim w oczy niczym jaskrawe światło w ciemnej piwnicy. Jej cera była niemal tak blada jak jej włosy. Usta wydawały się sine, lecz kolor pomadki usiłował to ukryć. Efekt jednak był odwrotny. Całości dopełniał czarny obcisły strój i długa szeroka ciemno wiśniowa peleryna z kapturem spływającym teraz na plecy.
Wyglądała jak zjawa z koszmaru.
Nic dziwnego, że wielu nowicjuszy na jej widok otwierało szeroko oczy i wpatrywali się w nią jak sunie po kamiennej posadzce, a jej krokom towarzyszy odbijane od ścian echo.
Tak, to właśnie chciała osiągnąć. Dla jednych wrażenie potęgi, lecz dla bardziej wprawnych jej namiastkę.
Zobaczyła kogoś ze swej dawnej ekipy i skinęła głową w jego stronę, uśmiechając się blado. Mężczyzna zasalutował.
Doszła w końcu do ogromnych kamiennych schodów.
Spojrzała w górę. Ciągnęły się niemal w nieskończoność. Mogła przemierzyć je jednym krokiem. Dla większości pracowników Biura było to błahostka. Ale ona musiała pokonać je jak najzwyczajniejszy człowiek. Pieszo.
Powoli weszła na nie i zaczęła się piąć w górę. Wydawało jej się, że trawa to w nieskończoność. Zapomniała już jak czuje się zwykły człowiek, kiedy jego organizm zaczyna się męczyć. Nie było to przyjemne uczucie, ale musiała się przemóc.
Stanęła w końcu na szczycie schodów. Odwróciła się nieznacznie i spojrzała w dół. Nigdy przedtem nawet nie pomyślała o tym jak wysoko znajdują się biura Kierownictwa.
Westchnęła ciężko i ruszyła przed siebie jasno oświetlonym korytarzem. Na jego końcu znajdowała się sala przyjęć.
Drzwi przed nią otworzyły się samoczynnie, lecz nie ona użyła do tego celu magii. Weszła do środka powoli, rozglądając się dookoła.
- Witam Atis Adea. - usłyszała znajomy głos.
- Witam, Wielki Mandorze. - ukłoniła się lekko lecz z szacunkiem przed wysokim szczupłym mężczyzną.
Dawno już go nie widziała, ale zauważyła, że wcale się nie zmienił.
- "Magia." - pomyślała w skrytości ducha.
- Miło cię znowu widzieć, Rino. Jak się czujesz? - zapytał, podchodząc do niej.
- Dobrze. - powiedziała, chcąc żeby wyczuł w jej głosie kłamstwo.
Wskazał jej miejsce przy ogromnym drewnianym stole, zdobionym płaskorzeźbami. Zazwyczaj zasiadali tu członkowie Wielkiej Rady. Nigdy jeszcze nie zajmowała przy nim miejsca. Nawet nieoficjalnie. Dlatego zdziwiło ją zaproszenie Mandora.
- Tak naprawdę to zwyczajny stół. - powiedział. - Od innych różni się tylko zdobieniami, tym że może pomieścić tak wiele osób, no i tym, że jest starszy niż ktokolwiek z obecnie przy nim zasiadających. Poza tym to zwyczajny mebel. - wyjaśnił.
Rina usiadła przy nim z widoczną ulgą.
- Nie użyłaś magii, wchodząc tu. - powiedział Mandor. - Dlaczego?
Rina nie od razu odpowiedziała.
- Miałam nadzieję, że do czasu naszego spotkania ... Moje życie uległo ogromnym przemianom. I nie mogę powiedzieć, żeby na lepsze. Chciałam wrócić tu w pełni sił, lecz wysiłki moje i Uzdrowicieli nie dały spodziewanych rezultatów.
- To dlatego zniknęłaś w swojej samotni?
- Nie potrafiłam pogodzić się z tym. Magia była całym moim życiem. Sądziłam, że do śmierci będzie mi towarzyszyć. Tymczasem los zakpił ze mnie okrutnie. Nie jestem godna tytułu "Atis Adea". - dodała cicho, pochylając głowę.
Nie mogła użyć magii, aby sprawdzić efekt swoich słów. Czuła się tak, jakby odłączyła się od źródła energii.
- Nie trać nadziei. - powiedział Mandor.
- Dla mnie nie ma już nadziei. - powiedziała cicho. - Wiem, że starasz się mnie pocieszyć, ale równie dobrze jak ja wiesz, że moje życie skończyło się tamtego dnia. Być może popełniłam błąd, lecz nic i nikt nie jest w stanie tego naprawić.
- Czy wiesz chociaż co się stało?
- Nie jestem pewna. Czasami w snach czuję coś ... nie wiem co to jest, ale mam wrażenie, że jakiś potwór wysysa ze mnie życie. Nieodmiennie kojarzy mi się to z tamtym dniem. - zamilkła na chwilę, jakby jej głos załamał się. - Wybacz mi, ale wciąż nie mogę zrozumieć co się stało. Nie potrafię się z tym pogodzić. To ciągle boli. Bardziej niż mogłabym się spodziewać. - mówiła cicho. - Bardziej niż wdrapywanie się na te schody. - zażartowała, jakby odpędzając przygnębienie.
Mandor westchnął i położył swoją dłoń na jej dłoni.
Rina użyła wszystkich sił, aby ukryć swą moc za zasłoną słabości i bólu.
Gest Mandora był nie tylko oznaką zwykłego pocieszenia. Wiedziała doskonale, że był testem. Chciał przeniknąć do niej. Dla niego była tylko jedną z kilkudziesięciu "Atis Adea". Ona był Wielkim Mandorem.
Ale teraz była kimś więcej niż Wielki Mandor mógł sobie wyobrazić. Więcej niż kiedykolwiek on sam mógłby osiągnąć.
- Tak mi przykro. - powiedział po chwili.
Wiedziała, że wyczuł w niej pustkę i niewiedzę.
Patrzyła na niego smutnymi oczyma dziękując za słowa pocieszenia.
Formalności związane z opuszczeniem Biura były dłuższe niż się tego spodziewała. Miała wrażenie, że ktoś koniecznie chce opóźnić wszystko. Po raz pierwszy w całej swojej karierze spotykała tak wielu magów w ciągu tak krótkiego czasu. Wielu z nich było "Atis Adea", choć tylko dwóch przyznało się do tego otwarcie. Zresztą obu znała ze słyszenia. Reszta udawała zwyczajnych urzędników. Mniej lub bardziej doświadczonych.
Ale ona wiedziała kim są i czemu służą te "spotkania". Rina była testowana przez wielu niezależnych obserwatorów. Lecz wyniki ich testów niezmiennie były jednoznaczne: jej magiczne zdolności zostały całkowicie wymazane.
W końcu jednak była gotowa do odejścia.
Mandor chciał pożegnać ją osobiście.
Zaprosił ją do sali przyjęć, przenosząc ją do niej za pośrednictwem magii.
- Przykro mi tracić tak zdolną niegdyś agentkę. - powiedział.
- I mnie jest żal opuszczać Biuro. Ale nie potrafiłabym pracować tu nie mogąc pracować tak jak dawniej. Wypaliłam się.
- Co będziesz robić dalej?
- Jeszcze nie wiem. Jakoś nie mogę wyobrazić sobie siebie w innej pracy. Ale poradzę sobie. Mam trochę oszczędności. A potem ... zobaczymy.
- Pamiętaj, że gdybyś kiedykolwiek potrzebowała czegoś ...
To był koniec rozmowy. Krótko, zwięźle i bez konkretów.
- Dziękuję. - odparła.
Wymienili ukłony i Rina ruszyła w stronę wyjścia.
Tuż przy otwartych już drzwiach odwróciła się i zapytała:
- Czy wiadomo kim był ten człowiek?
Mandor wiedział o kogo pytała.
- Niestety nie udało się tego ustalić dokładnie. To tak jakby w ogóle nie istniał.
Skinęła lekko głową.
Nie wiedzieli.
Wyszła powoli z sali, a ogromne drzwi zamknęły się za nią.
Zrobiła krok do przodu. Pierwszy z wielu do wolności. I do nieznanego.
Miesiące spędzone w górach dłużyły jej się już.
To prawda, miała wiele czasu na ćwiczenia, odkrywanie nowych możliwości, poznawanie wszystkiego od nowa.
Ale musiała być przy tym niesamowicie ostrożna. Jeszcze przez długi czas była obserwowana przez Biuro. Bała się, że zasłona rozciągnięta dookoła jej posiadłości zostanie odkryta. Na szczęście nie stało się tak. W miarę upływu czasu, upewniała się w swoich magicznych zdolnościach. Uwierzyła we własną siłę. Zaczęła posługiwać się czarami poza chroniącą ją zasłoną. Nikt nie odkrył tego. Albo Biuro przestało się nią interesować, albo ...
Była jednak pewna, że dla Biura przestała istnieć.
- Bardzo cię przepraszam za mojego brata. - powiedziała Nirva, kiedy byli już w domu. - Zawsze wiedziałam, że jest bydlakiem, ale żeby aż tak ...
- Proszę się nie przejmować tym, Wasza Wysokość. - powiedział Levar. - Twój brat nie jest w stanie urazić mnie.
- Jesteś wspaniały. Co innego gdyby to o czym mówił było prawdą, ale przecież nie jest tak! I nic do niego nie dociera, poza tym o czym plotkują przekupki na bazarze. To takie niesprawiedliwe! Przede wszystkim dla ciebie.
- Nie zwracam uwagi na to co się mówi. Dla mnie ważna jest sama znajomość z Waszą Wysokością i to czego mogę się nauczyć. Reszta jest zupełnie nieważna.
Nirva spojrzała na swojego młodego ucznia i uśmiechnęła się.
- Gdzieś ty się ulągł? Inny na twoim miejscu dawno podwinąłby ogon i uciekł speszony.
- Ja do takich nie należę. - odparł Levar. - Poza tym chcę kontynuować naukę. Chcę poznać też wybrankę Pierwszego Pokolenia.
Nirva spoważniała.
- A więc podjąłeś decyzję. - powiedziała.
- Dawno temu, kiedy byłem jeszcze małym chłopcem, przygodnie spotkany starzec powiedział mi, że choć mój rodowód jest jak biała plama, przede mną stoją ważne zadania. Wierzę, że teraz właśnie nadeszło jedno z nich. Kto wie, może najważniejsze.
Nirva westchnęła.
- Obawiam się, że będzie cię to kosztować wiele wyrzeczeń. Jesteś młody i nie wiem czy na twoim miejscu dałabym radę.
- Wątpisz we mnie? Co mogę zrobić, żeby cię przekonać ...
- Nie wątpię w ciebie. Po prostu uważam to za niesprawiedliwe. Człowiek w twoim wieku powinien używać życia, a nie ...
Levar chciał coś powiedzieć, ale księżniczka powstrzymała go.
- Dobrze już. Wiem, że jesteś zdecydowany i podziwiam cię za to. Ale zanim na dobre rozpocznie się nasza misja, przed nami jeszcze długa droga. Nikt, absolutnie nikt nie może się nawet domyślać co zamierzamy.
Levar skinął głową.
- Mój plan jest taki ...
W taką noc jak ta, Nirva zaczynała żałować, że kupiła ten dom. Stał na odludziu, i gdy tylko wiatr zadął trochę mocniej, wydawał dziwne odgłosy.
Co z tego, że za dnia potrafił być uroczy?
Co z tego, że znajduje się w idealnym miejscu do budowy tajnej Bramy?
Co z tego, że nareszcie była sam na sam z Levarem?
Ale wiedziała, że postąpiła słusznie.
Przecież tak naprawdę nie o przyjemności chodziło, choć jej brat książę zasugerował to w niewybredny sposób. Jego obelgi pod adresem siostry i jej ucznia, według niego bardziej kochanka niż ucznia, były im nawet na rękę.
Opuszczenie miasta nikogo nie zdziwiło. Nawet wieść o kupnie zrujnowanego domu gdzieś między nieznanymi puszczami a pustynią była zrozumiała.
Jedni mówili, że książę wypędził siostrę, inni, że księżniczka w końcu znalazła miłość swojego życia i chce wieść spokojne życie z dala od wścibskich ludzi.
Cokolwiek by nie mówiono - było im to na rękę.
Los sam wymyślił dla nich alibi.
A że całkowicie fałszywe?
No cóż, tak to już bywa z losem - lubi drwić z ludzi.
Deszcz zacinał coraz bardziej, a wiatr gwizdał we wszystkich szparach domu.
Nirva siedziała w wielkim starym fotelu, a Levar dorzucał drewna do kominka.
- Zimno tu. - powiedziała księżniczka, opatulając się szczelniej futrem.
Młodzieniec spojrzał na nią, przyglądając jej się uważnie.
W końcu wrzucił do ognia jeszcze dwie szczapy i podszedł do niej.
- Może jesteś chora? - powiedział, dotykając dłonią jej czoła.
- Nie jestem chora. Tu jest po prostu zimno. Ten dom, a szczególnie ta pogoda dobijają mnie.
- Rzeczywiście, pogoda nie jest najlepsza. Jakby wszystkie demony bawiły się przyrodą.
W pewnej chwili usłyszeli coś jakby pukanie.
Nie byli pewni czy to znowu wiatr czy może rzeczywiście ktoś puka do drzwi.
Spojrzeli na siebie.
Pukanie powtórzyło się.
Tym razem było mocniejsze i wyraźniejsze.
- Kto o tej porze ... ? - zdziwiła się Nirva.
Ale wstała z fotela i poszła do głównego wejścia. Za nią podążył Levar.
Pukanie powtórzyło się, gdy oboje byli już niemal przy drzwiach.
Nirva chciała sprawdzić kto ich nawiedza o tej porze, zanim otworzy drzwi. Jednak, choć zawsze wydawało jej się, że jej umiejętności są do tego wystarczające, niczego nie wyczuła.
Spojrzała na Levara, będąc pewna, że i on usiłował zrobić to samo, ale jedno spojrzenie wystarczyło, żeby wiedzieć, że jemu również nie udało się sprawdzić kto stoi przed ich domem.
Oboje byli nieco zaniepokojeni, choć nie dawali tego po sobie poznać.
Levar wyprzedził Nirvę, aby otworzyć drzwi.
Księżniczka została trochę z tyłu.
Młodzieniec otworzył drzwi, lecz w pierwszej chwili zobaczył jedynie noc i ścianę deszczu. Dopiero po chwili zauważył jakiś ciemny kształt. Ktoś owinięty w długą czarną pelerynę, z kapturem na głowie stał w deszczu.
- Rina? - zapytała z niedowierzaniem Nirva, podchodząc do postaci.
Levar dziwił się reakcji księżniczki, bowiem, mimo iż widział postać, nie wyczuwał jej obecności.
Postać podeszła parę kroków, wchodząc do domu. Zdjęła z głowy kaptur i wtedy dopiero uczeń Nirvy wyczuł jej obecność.
Uderzyło to w niego jak podmuch gorącego powietrza.
Tuż koło niego stała średniego wzrostu kobieta o bardzo krótkich białych włosach.
- Witaj, Wasza Wysokość. - odezwała się kobieta, zdejmując mokrą pelerynę i rzucając ją na stojące nieopodal krzesło.
- Rina! Jak dobrze cię widzieć. - Nirva objęła przyjaciółkę.
Powitanie było długie i radosne.
Levar zamknął cicho drzwi i stanął spokojnie z boku, czekając, aż panie wyściskają się do woli.
- Naprawdę cieszę się, że cię widzę. - powiedziała Nirva. - Nieźle wyglądasz. Chyba zaczynam się przyzwyczajać do twoich włosów.
- Dziękuję. Ty za to nie wyglądasz najlepiej.
- To ta przeklęta pogoda. Wiatr i deszcz doprowadzają mnie do szaleństwa.
- Bardzo przepraszam, ale musiałam mieć jakąś zasłonę w drodze do was.
- Czy to znaczy, że to wszystko twoja sprawka?! - niemal wykrzyknęła Nirva.
- Nie miałam pojęcia, że ten dom ... - tłumaczyła Rina, uśmiechając się. - Zaraz się tym zajmę. To musi być twój uczeń, prawda. - zmieniła temat Rina, spoglądając na stojącego cicho z boku młodzieńca.
- Tak, to jest Levar, o którym ci mówiłam.
Rina podała mu rękę na powitanie. Chłopak był trochę nieśmiały, a ten gest onieśmielił go jeszcze bardziej. Ale przemógł się i uścisnął jej dłoń.
Rina uśmiechnęła się.
- Twoje zdolności są rzeczywiście zdumiewające, zważając na wiek i brak wykształcenia magicznego. - powiedziała.
Levar domyślił się, że wszystko to wyczytała, witając się z nim.
Ona również wyczuła jego zmieszanie i zdziwienie.
- Nie przejmuj się tym. Nie chciałam cię zaniepokoić. Twoja aura jest po prostu bardzo silna i trudno jej nie wyczuć.
- Dobrze już, dosyć tych powitań. Rino zrób coś z tą pogodą, a ty Levar przygotuj pokój dla naszego gościa.
Levar ukłonił się i odszedł, a Rina wypowiedziała w myśli zaklęcie i zrobiła nieznaczny ruch dłonią.
- Za chwilę wszystko się uspokoi. A tym czasem może zaparzysz dla nas herbaty? - powiedziała, podając jej szczelnie zamknięty pojemnik.
- Jesteś kochana, że pomyślałaś o tym. Ta herbata to dla mnie słońce w deszczowy dzień. - rozpromieniła się księżniczka.
Następny dzień był pogodny i ciepły. Był taki jaki powinien być o tej porze roku.
Nirva z prawdziwą przyjemnością wstała, choć poprzedniej nocy do późna rozmawiała z Riną. Słońce było dla niej niczym kojący balsam.
Ubrała się szybko i poszła do pokoju Riny. Ale jej tam nie było.
W kuchni spotkała Levara. Zapytała go o Rinę, lecz i on nie był pewien gdzie jest jej przyjaciółka.
- Musiała wyjść wcześnie rano. Nie ma jej w domu. Czy powinienem poszukać jej?
- Nie, na razie damy jej spokój. Na pewno jest gdzieś w pobliżu. Poradzi sobie. Tymczasem zjedzmy śniadanie.
Po chwili usiedli do stołu.
- Co o niej myślisz? - zapytała w pewnej chwili Nirva.
Levar spojrzał na nią.
- Co Wasza Wysokość ma na myśli?
- Tylko to co o niej sądzisz? Teraz kiedy poznałeś ją osobiście na pewno masz o niej jakieś zdanie. Chciałam je poznać. Jeśli oczywiście to nie jest tajemnica.
- Nie, to nie tajemnica. Tylko ... sam nie wiem.
Nirva patrzyła na niego z lekkim rozbawieniem. Widać było od razu, że Rina zrobiła na nim spore wrażenie. Zresztą było tak od momentu, kiedy opowiedziała mu o niej i dziwnych zdarzeniach, które spotkały je obie. Jego pierwszy kontakt z kimś takim jak była agentka Mag-Biura musiał być dla niego wielkim przeżyciem. Tym bardziej, że został niejako wplątany w bardzo ważne i tajemnicze zdarzenia, których miał być uczestnikiem.
- Nie obawiaj się, nie powiem jej o tym jeśli tego nie zechcesz.
- Nie o to chodzi. Ja ... To dla mnie zaszczyt poznać kogoś takiego jak ona. Nie potrafię powiedzieć, czy właśnie tak ją sobie wyobrażałem, ale ... czuję, że jest inna niż my. Może dlatego, że wiem iż została wybrana. Nie wiem.
- Ale chyba nie boisz się jej?
- Nie, dlaczego miałbym się jej bać? - zaśmiał się. - Podziw, to jest to co czuję. Kiedy witaliśmy się, powiedziała, że wyczuwa moją aurę. Wiem, że pozwoliła mi na to, ale ja również wyczułem jej aurę. Była potężna.
- Dlatego właśnie została wybrana.
Nocą nie zauważyła jak interesujące jest to miejsce. Z jednej strony gęsty ciemny las, pełen nieznanego, z drugiej pustynia pełna złocistego zdradliwego piasku. Miejsce omijane od setek lat, dlatego teraz zapomniane przez wszystkich.
Ale zewsząd emanowała dziwna siła.
Rina wiedziała, że powodem tego było usytuowanie Bramy. Czuła to tak dokładnie, że aż dziwny wydawał się fakt, że nikt do tej pory nie znalazł jej. Zapewne od wieków Brama była nieaktywna, dlatego Biblioteka pozostawała legendą przez bardzo długi czas.
Mogły też być inne przyczyny.
Być może nikt nie mógł jej wyczuć, bo wśród zastępów najlepszych magów nie było nikogo tak potężnego jak ona. Oznaczałoby to, że ci których uważała za najpotężniejszych, w rzeczywistości byli zaledwie czeladnikami.
Rina uśmiechnęła się.
Mandor, szef Mag-Biura, Główny Mag, najpotężniejszy od czasów Pierwszego Pokolenia był nikim, skoro nie znalazł tego miejsca.
A może czuje to wszystko, bo Magia pozwala jej?
Może wszystko to zostało uaktywnione zaklęciem, jakie zdradził Nirvie starzec?
Faktem jednak było to, że wszędzie dookoła czuła magię. Wszechpotężną i zapraszającą.
Miała stać się jej częścią, miała posiąść jej tajniki.
W takim miejscu.
Tak jakby to wszystko czekało na nią.
Właśnie na nią.
Wszystko wskazywało na to, że nikt z Pierwszego Pokolenia nie zdradził nikomu ze swoich uczniów położenia Bramy do Wielkiej Biblioteki.
Ciekawe dlaczego?
Czyżby mimo wszystko nie ufali im?
Przekazali im ogromną wiedzę nie mając pojęcia jak zostanie ona wykorzystana. Może zreflektowali się po czasie. Może właśnie dlatego Wielka Biblioteka pozostała legendą.
Tego nikt nie wie. Być może nigdy tego nie wyjaśni.
Już niedługo przekroczy próg legendy.
Tylko co wtedy?
Tego starzec jej nie powiedział.
Tego nie odkryła w sobie.
Kiedy weszła do salonu, Nirva i Levar rozmawiali, siedząc przy otwartym oknie wypełnionym słonecznym blaskiem.
- Widzę, że nastroje poprawiły się. - powiedziała.
- No, nareszcie! - niemal wykrzyknęła księżniczka. - Już zaczynałam się niepokoić. Gdzie byłaś?
- Spacerowałam.
Nirva spojrzała na przyjaciółkę nieco zdziwiona.
- Dawno tego nie robiłam, to wszystko. - wyjaśniła Rina.
- Niech ci będzie. - odparła księżniczka, wstając z fotela. - Jakie masz dalsze plany? - zapytała.
- Chciałabym zobaczyć Bramę. - powiedziała.
- Dobrze. Zresztą powinniśmy brać się do pracy. Może najpierw jednak coś zjesz?
- Nie, dziękuję. - odpowiedziała Rina.
Nirva i Levar prowadzili ją przez las powoli lecz pewnie. Zresztą las był na tyle gęsty, że nie mogli poruszać się szybciej.
W końcu jednak doszli do ogromnego drzewa.
Rina nie rozpoznała tego gatunku. Nie była znawczynią, ale jak każdy znała podstawy botaniki. Ten okaz jednak nie był podobny do niczego co znała. Wysoki i rozłożysty. Miał gruby pień, a konary były długie i ciężkie. Liście szumiały cicho, mrucząc kojącą umysł melodię.
Miejsce było idealne.
Magia i piękno w jednym.
- To tu. - powiedziała Nirva.
Wypowiedziała cicho zaklęcie i po chwili w pniu drzewa pojawiła się świetlista Brama.
Levar podszedł do niej i dotykając poświaty z niej płynącej wypowiedział kolejne zaklęcie.
Z Bramy buchnęła ciepła jasna mgła, która rozpełzła się przed Bramą jak dywan. Po chwili wszyscy stali w niej po kostki.
Levar powoli wycofał się, aż stanął obok Nirvy.
- Brama i przejście są stabilne. Wewnątrz wyczuwam kolejną bramę, ale nie potrafię jej otworzyć. To zrobić możesz tylko ty.
Rina skinęła głową.
- Zrobiliśmy już wszystko co do nas należało. - dodała.
- Wiem i jestem wam za to bardzo wdzięczna. Bez was nie dałabym rady.
- Co teraz? - zapytała Nirva.
- Jeszcze za wcześnie. - powiedziała Rina. - Wrócimy tu, kiedy nadejdzie pora.
Mandor uderzył pięścią w stół.
- Przecież nie mogła zniknąć! Musi gdzieś być!
- Nasi najlepsi agenci przeszukali wszystkie miejsca, w których bywała, lub w których mogłaby być. Nic nie znaleźli. Nawet najmniejszego śladu.
- Więc niech szukają w innych miejscach. W takich, w których nigdy by się nie pojawiła. Musiała gdzieś ukryć się. Nawet zwykłemu człowiekowi nie udaje umknąć się przed naszymi oczami. Dlaczego jej się udało? Skoro straciła całą swoją moc ...
Mandor zamyślił się.
- Przecież niczego nie wyczułem. Tylko pustkę i ból. Inni potwierdzili to. Dlaczego więc ...
Mandor odesłał agenta z poleceniem dalszych poszukiwań.
Kiedy został sam, podszedł do rzeźbionego fotela i usiadł w nim.
To ten starzec. To musiało się stać wtedy.
Tylko co się wtedy stało?
Do tej pory nie udało się ustalić kim był. Nigdzie nie było o nim żadnej informacji. Nawet rektor Akademii, w której pracował nie był do końca pewien kogo zatrudnił. Wszystko wskazywało na to, że rzucił na wszystkich zaklęcie. Złamał niepisaną zasadę profesorską ...
Chyba, że nie był profesorem.
Więc kim był i dlaczego ukrył się właśnie tam?
Mandor potrafił rzucać podobne zaklęcia. Ale ich siła nigdy nie była taka jak siła zaklęcia tamtego starca.
A przecież to Mandor był najpotężniejszym Magiem.
Gdyby był ktoś równy niemu lub - co przecież jest niemożliwe - potężniejszy, wiedziałby o tym. Tylko Pierwsze Pokolenie mogłoby dysponować odpowiednią siłą. Ale Pierwsze Pokolenie było już tylko legendą. Nikt już nie żył. Gdyby jednak tak nie było, na pewno wyczułby go.
Nie czuł niczego.
Przez cały czas piastowania swojego stanowiska nie wyczuł niczego, ani nikogo potężniejszego od siebie.
Bo przecież nikt nie rzucił na niego zaklęcia.
Nikt nie mógłby.
A jeśli ...
Rina Pler zniknęła.
Co mogło to oznaczać?
Myśli kłębiły mu się jak splątane pajęczyny.
Wiedział tylko jedno: musi ją znaleźć.
Wtedy wszystko się wyjaśni.
Levar postawił na stoliku gorący czajniczek z zaparzoną herbatą przywiezioną przez Rinę.
- Na pewno macie sobie dużo do opowiedzenia, więc nie będę przeszkadzał. Udam się na spoczynek.
- Dziękuję, Levar. - powiedziała Nirva.
- Zobaczymy się rano. - dodała Rina.
Chłopak wyszedł cicho z pokoju.
- Jest bardzo szarmancki. - zauważyła Rina. - Ale też bardzo cichy.
- Po prostu nieśmiały. Kiedy poznasz go lepiej, przekonasz się jaki jest naprawdę. - powiedział Nirva.
- Może. - powiedziała cicho Rina.
Nirva spojrzała na przyjaciółkę.
- Odkąd zobaczyłaś dziś Bramę, jesteś jakaś ... inna. Zmieniona i zamyślona. Czy coś cię trapi? - zapytała.
- Sama nie wiem. Może to ta Brama tak na mnie działa. Nie wiem.
- Możesz się nie obawiać. Levar jest doskonałym fachowcem. Nic ci się nie stanie.
Rina spojrzała na księżniczkę i natychmiast zrozumiała o czym mówiła.
Uśmiechnęła się.
- Nie boję się, że tunel zawali mi się na głowę. To coś innego.
Na chwilę zapadła cisza.
Rina westchnęła cicho.
- Kiedy wstępowałam do Mag-Biura moje umiejętności były ogromne. Wiedziałam, że jeszcze wiele rzeczy będę musiała się nauczyć. Nie przeszkadzało mi to. Uczyłam się zawsze i wszędzie. Moja moc była coraz większa. Ale po tamtej nocy ... Na chwilę straciłam wszystko. Byłam załamana i przerażona. Magia była dla mnie czymś niemal tak samo ważnym jak oddychanie. Nagle zabrakło mi powietrza. A potem otrzymałam ogromną dawkę tlenu. To było jak burza. Najpierw ciche pomruki, a potem grzmoty i błyskawice. Nie sądziłam nigdy, że można posiadać taką wiedzę i moc. Może tylko Mandor, ale nawet i on wydał mi się ...
- Boisz się, że Mandor znajdzie cię?
- Szuka mnie, tego jestem pewna. Nie lubi kiedy któryś z jego Atis Adea znika. Nawet jeśli jest już bezużyteczny. Ale nie tego się obawiam. Skoro już teraz posiadam tak ogromną moc, co będzie gdy znajdę się w Wielkiej Bibliotece? Nie wiem co tam zastanę. Nie wiem co będzie gdy ją opuszczę. Nie wiem nawet jakie będzie moje zadanie. Bo jestem pewna, że starzec, przekazując mi swoją moc, przekazał mi też jakieś posłanie. Tylko jeszcze nie wiem jakie.
- Może gdy będziesz już wewnątrz wszystko się wyjaśni.
- Mam nadzieję. Ale mimo to, boję się.
- A ja nie.
- ???
- Gdybyś nie odczuwała strachu przed tym, sama zaczęłabym się bać. Odkąd tylko zdałam sobie sprawę co cię spotkało, byłam pewna, że jego wybór być prawidłowy. Teraz też tak sądzę.
- Łatwo ci mówić.
- Wiem. Ale jeśli ci to pomoże, to wiedz, że jestem całym sercem z tobą. Levar również.
- To takie trudne.
Nirva dotknęła jej dłoni.
- Przezwycięż ten strach. Ale nigdy o nim nie zapominaj.
Słońce wstało w chwili gdy Nirva i Levar otworzyli Bramę i tunel.
Rina podeszła do Bramy. Emanowało z niej delikatne ciepło. Przyzywało i zapraszało delikatnym szumem liści ogromnego drzewa.
- Nie czekajcie na mnie. Nie wiem, jak długo tam będę. Cokolwiek się stanie, nie martwcie się.
- Jak sobie życzysz, ale bądź ostrożna. - powiedziała Nirva.
Rina uśmiechnęła się i skinęła głową.
Wczoraj wieczorem skłamała. Nie przepadała za bramami i tunelami. Nawet teraz odczuwała obawy przed wejściem do środka.
Ale przemogła się. Zrobiła pierwszy krok delikatnie rozwiewając mgłę u swoich stóp. Potem drugi i trzeci.
Aż znalazła się w środku.
Kiedy Rina zniknęła w środku, Brama zatrzasnęła się z hukiem, pozostawiając po sobie ślad w postaci mgły, która zresztą szybko zniknęła rozwiana porannym wietrzykiem.
- Poczekajmy jeszcze trochę. - powiedziała Nirva.
Levar skinął tylko głową.
Po raz pierwszy widzieli, żeby brama zachowywała się tak jak ta. Wyglądała tak, jakby wciągała Rinę i szybko zatrzaskiwała się w obawie, że jej ofiara umknie.
Ofiara?
Tak to wyglądało.
Nirvą wstrząsnął dreszcz.
Nie chciała o tym myśleć w ten sposób, ale wyobraźnia wcale nie słuchała głosu rozsądku.
Cichy syk uświadomił jej, że Brama zamknęła się.
Była już wewnątrz i mogła iść tylko dalej.
Panujący wokół półmrok po chwili przestał być problemem. Oczy Riny przystosowały się zadziwiająco szybko i dobrze do otoczenia.
Na ścianach zobaczyła płaskorzeźby.
Jedne przedstawiały znajome rzeczy. Inne były dziwne. Jak ta, gdzie nad ogromnym wzgórzem, na którym ustawiono potężne kamienie, unosił się świetlisty kształt. Był niemal tak wielki jak samo wzgórze, a jego światło rozświetlało nawet doliny. Pod nim, wśród kamieni, stali ludzie w długich szatach z kapturami na głowach. Wznosili ręce do nieruchomego kształtu, jakby w modlitwie.
- "W podzięce." - usłyszała głos w swoim umyśle.
Dotknęła palcami płaskorzeźby. Przed oczami zaczęły przesuwać jej się jakieś niezrozumiałe obrazy. Kiedy oderwała dłoń od ściany, zniknęły.
- "Zrozumiesz." - znowu usłyszała głos.
Poszła dalej, oglądając wizerunki na ścianach. Każdy z nich przedstawiał jakieś zdarzenie, historię lub legendę. Większości z nich nigdy przedtem nie widziała, choć były i takie, które oglądała kiedyś w starożytnych księgach.
Powolny pochód przez korytarz był jak podróż przez historię ludzkości i towarzyszącej im od zarania dziejów magii.
Była tak pochłonięta ściennymi wizerunkami, że nawet nie zauważyła, że strop korytarza zaczyna powoli podnosić się. W końcu stanęła przed ogromną bramą. Była zdobiona dziwnymi znakami.
A może to nie były ozdoby?
Przyglądała się im, jakby szukając czegoś znajomego.
W pewnej chwili uśmiechnęła się.
Dotknęła palcami rysunków. W jej umyśle odezwał się głos mówiący w obcym do tej pory języku. Ale język ten stał się nagle dla niej tak naturalny jak jej własny. Wiedziała już jak otworzyć wewnętrzną bramę.
Przymknęła oczy i wypowiedziała zaklęcie.
Jej głos odbijał się od ścian tunelu melodyjnym echem.
Gdy ostatni dźwięk przebrzmiał, na chwilę zapadła cisza.
A potem brama zaczęła otwierać się z cichym metalicznym zgrzytem.
Rina stała w poświacie wydobywającej się z wewnątrz Biblioteki, która niemal stała przed nią otworem. Światłość raziła ją w oczy. Ale tylko przez chwilę. Zanim drzwi otworzyły się na całą szerokość, jej oczy ponownie przystosowały się do zmienionych warunków.
Wolnym krokiem weszła do środka.
Drzwi bezszelestnie zamknęły się za nią.
Kobieta stała nieruchomo, niemal nieoddychając.
Rozglądała się dookoła, podziwiając to co widziała, a czego w głębi duszy ciągle się obawiała.
Ogromna sala zapełniona była ciężkimi meblami, na których stały lub leżały księgi, zwoje papierów, mapy i wiele rzeczy, których nie rozpoznała w pierwszej chwili.
Podłoga wyłożona była ogromnymi gładkimi kamiennymi płytami. Wszędzie panował lekki półcień, w niektórych tylko miejscach rozświetlony promieniami światła tak delikatnego, jak płatki białej róży.
Zrobiła parę kroków do przodu. Spodziewała się głośnego echa, ale nic takiego nie nastąpiło. Trochę zdziwiła się tym, ale w końcu przecież była w najbardziej z magicznych miejsc. Nie powinna dziwić się niczemu.
Przechadzała się wśród półek i stołów, co chwila odkrywając nowe komnaty, korytarze i wnęki. Gdziekolwiek szła, światło szło wraz z nią, aby oświetlać jej drogę lub rzeczy, które oglądała.
W pewnej chwili między półkami w głębi sali zobaczyła ozdobną balustradę. Podeszła do niej, a wtedy w dole zobaczyła kolejną salę w kształcie koła. Była oświetlona kilkoma lampami unoszącymi się miękko w powietrzu. Otoczona była półkami wypełnionymi księgami, ale również innymi rzeczami. W różnych miejscach stały fotele, kanapy, posągi i lustra. Wszystko to było dla niej ciągle czymś nowym i tajemniczym. Ale gdzieś głęboko w niej rosło przekonanie, że zna to miejsce, że nareszcie jest w domu.
Bez trudu odnalazła schody prowadzące do sali. Były kręte lecz szerokie i wygodne.
Powoli zaczęła schodzić nimi, gdy usłyszała dziwnie znajomy głos:
- Długo kazałaś na siebie czekać.
Rozejrzała się dookoła, ciągle schodząc po schodach.
W pierwszej chwili nie zauważyła nikogo. Dopiero potem w jednym z wysokich foteli stojących naprzeciwko niewielkiego kominka zauważyła jakąś postać.
Nie wierzyła własnym oczom.
Z fotela wstał ... starzec.
Ten sam, którego spotkała tamtego wieczora w Akademii.
Ten sam, który zmienił wtedy jej życie.
Zatrzymała się na samym końcu schodów.
Patrzyła na starca nie wiedząc co powiedzieć.
- Witam w Wielkiej Bibliotece. - powiedział, uśmiechając się. - Cieszę się, że w końcu dotarłaś tu. Zaiste długo to trwało.
Rina ruszyła w jego stronę wolnym krokiem.
- Gdybyś powiadomił mnie o wszystkim inaczej, może dotarłabym tu szybciej. - odparła.
- Nie miałem wyboru. Ani czasu.
- A czy ja miałam wybór? Nie pytałeś mnie czy chcę tego wszystkiego!
- Mnie też nikt nie pytał o zgodę.
- To niczego nie tłumaczy. Zresztą jeśli było tak jak mówisz, to powinieneś wiedzieć na co mnie narażasz. - Rina bardzo starała się powiedzieć to spokojnie, ale i tak w jej głosie brzmiała nutka wyrzutów.
- Jesteś na mnie zła? - zapytał starzec po chwili.
Rina odetchnęła głęboko.
- Zmieniłeś moje życie. Całkowicie. Naraziłeś mnie na gniew moich szefów. Nigdy przedtem nie kłamałam, tak jak muszę robić to teraz. Ukrywam się. Nie mogę żyć jak dawniej. Uważasz, że nie mam prawa być na ciebie, delikatnie mówiąc, zła?
Starzec ponownie usiadł w swoim fotelu. Gestem wskazał jej fotel stojący obok. Ale nie skorzystała z zaproszenia. Podeszła do kominka i stanęła w cieple jego płomieni. Nie było jej zimno, po prostu czuła potrzebę bliskości ognia.
- Tak, wiedziałem na co cię narażam. - powiedział po chwili. - Nie planowałem tego. Nie w ten sposób. Ale musiałem wykorzystać okazję. Nawet gdybym się pomylił co do ciebie. Jednak nie myliłem się. - dodał.
- Co to znaczy, że nie planowałeś tego w ten sposób? - zapytała Rina.
- Chciałem, żebyśmy się najpierw poznali. Ale nie było ku temu okazji. Twoja praca pochłaniała cię bez reszty. A i ja miałem jej sporo.
- Nie odpowiedziałeś mi na pytanie. Kim ty w ogóle jesteś?
- Jeszcze tego nie wiesz?
- Wiem. Ale czy to dało ci prawo do tego co zrobiłeś?
- Byłem ostatnim z całego pokolenia. To dało mi prawo. Przepraszam za sposób w jaki to zrobiłem, ale byłem pewien, że ...
- Że przeżyję? - przerwała mu podniesionym głosem. - Byłam o krok od śmierci. Gdyby nie mój przyjaciel ...
- On ci wcale nie pomógł. Sam nie wiedział co ci było, dlatego nie mógł ci pomóc.
- O czym ty mówisz?! Przecież jestem tu, choć ...
- Byłaś blisko, to prawda. Ale to ty sama wróciłaś do życia. Twój organizm i umysł już wtedy korzystały z sił, o których istnieniu najwyraźniej sama jeszcze nie wiesz. Zresztą od początku byłaś wytrzymała.
Rina spojrzała na niego zaskoczona.
- Od początku? - zapytała.
I nagle zrozumiała. Przynajmniej tak jej się wydawało.
Już wtedy, w Akademii, zachowywał się tak, jakby znał ją. I to od dawna.
- Wszyscy bogowie ... - szepnęła przerażona.
Starzec patrzył na nią, jakby nic nie rozumiejąc.
- Kierowałeś moim życiem od samego początku! Byłeś już wtedy ostatnim żyjącym ... Robiłeś to celowo! Przygotowywałeś mnie do ... cokolwiek to jest!
Rina była wstrząśnięta swoim odkryciem.
Sądziła, że wybrał ją, bo była nieprzeciętna. A okazało się, że po prostu wyhodował ją sobie. Od samego początku. Od dnia narodzin ...
- Nie jesteś chyba ...
Starzec nagle zrozumiał.
- Bogowie brońcie! Nie jestem twoim ojcem!
- Nie obraź się, ale ulżyło mi. - powiedziała, odetchnąwszy głęboko.
- Nigdy nie miałem na to czasu. Zresztą prawdopodobieństwo, że mój potomek nie byłby ułomny było zbyt małe. To właśnie dlatego przekazywaliśmy swoją wiedzę wybitnie uzdolnionym ludziom.
Na chwilę zapadła cisza. Tak wielka, że słychać było tylko trzask płomieni.
- Ty taka właśnie byłaś. Od dnia swoich narodzin. - powiedział.
Rina spojrzała na niego.
- Wiele razy czułem kiedy rodził się ktoś ... silny magią. Ale noc, kiedy ty przyszłaś na świat była inna. To była noc prawdziwej Atis Adea. Musiałem cię odnaleźć. Być może gdybym tego nie zrobił, straciłbym cię. Mogłaś zboczyć z drogi magii i stać się jednym z tych, których potem ścigałaś.
- Więc to dzięki tobie poznawałam magię?
- Ja tylko pchałem cię w odpowiednim kierunku. Zresztą i to nie trwało długo. Sama zaczęłaś podejmować trafne decyzje. Tylko twoja decyzja o wstąpieniu do Mag-Biura wydawała mi się błędem. Przestraszyłem się wtedy nie na żarty. Ale wkrótce okazało się, że nawet Mag-Biuro nie zniszczy cię. Czerpałaś z niego wszystko, potrafiąc oddzielić złe od dobrych wpływów. Byłem z ciebie dumny.
- I pomyśleć, że przez cały ten czas byłeś tak blisko, a ja nie potrafiłam ...
- Byłaś Atis Adea, ale doskonale wiesz, że nawet ten tytuł nie dawał ci wglądu w całą magię. Mimo wszystko byłem potężniejszy od ciebie.
- Byłeś? - zapytała, patrząc na niego.
Starzec uśmiechnął się tylko.
- Mam nad tobą pewną przewagę. Niewielką, ale jednak.
Rina usiadła w fotelu.
- Jestem tu. Co dalej? - zapytała po chwili ciszy.
Starzec spojrzał na nią.
- Od tamtej nocy wiele się zmieniło. Zawsze wiedziałam, że poznałam tylko niewielką część magii. Potem ty przekazałeś mi swą wiedzę. Jej ogrom odkrywałam przez ostatnie miesiące. Ale coś mi mówi, że jeszcze długa droga przede mną. Chciałabym wiedzieć jaki miałeś cel.
- Cel? - zdziwił się.
- Wybrałeś mnie. Musiałeś mieć jakiś cel. Zawsze tak jest. Po prostu chciałabym go poznać.
- Nie mogłem pozwolić, żebyś ...
- Tak, wiem. Nie chciałeś, abym zboczyła z drogi magii. A poza tym?
Starzec nie odpowiedział.
- Wiem, że gdzieś głęboko we mnie tkwi odpowiedź na to pytanie. Ale jestem już trochę zmęczona poszukiwaniami. Skoro więc jesteś tu, może mógłbyś mi pomóc?
Rina spojrzała na starca, czekając na odpowiedź.
- Masz rację. Powierzając ci wiedzę Pierwszego Pokolenia, miałem w tym swój cel.
Na chwilę zapadła cisza. Starzec westchnął po czym dokończył:
- Chciałem abyś dokończyła moją pracę.
- Słucham?! - Rina nie kryła swego zaskoczenia. - Mam przez całe życie fałszować księgi?! O nie! Nie licz na to!
- Nie sądzę, żebyś musiała to robić. Jak już powiedziałem jesteś bardzo niezwykłą Atis Adea. Twoja wewnętrzna moc pewnie do tej pory kryje się gdzieś głęboko w zakamarkach twojej podświadomości. Mam nadzieję, że z pomocą wiedzy mojego pokolenia i Wielkiej Biblioteki, znajdziesz inny sposób. Jestem tego pewien.
Podejrzewała, że właśnie o to mu chodziło. Miała nadzieję, że może jednak nie, ale jak już dawno zauważyła, mogła polegać na swoich przeczuciach. Tym razem też jej nie zawiodły.
- Skąd wiesz, że będę chciała kontynuować twój ... proceder? To, że nie pracuję już dla Mag-Biura nie oznacza, że popieram to co zrobiłeś. Nie obchodzi mnie, że "obdarowałeś" mnie cała przeszłością wszechświata. Moje przekonania nie zmieniły się. Tropiłam cię wtedy, bo to co zrobiłeś było złe. Nic się nie zmieniło, wciąż tak uważam. A teraz chcesz, żebym ...
Starzec patrzył na nią trochę zdziwiony.
Rina nie chciała go urazić, ale nie mogła udawać.
- Denerwuje mnie to, że ułożyłeś całe moje życie. Cała moja przeszłość okazała się wcale nie być MOJĄ. Przynajmniej nie do końca. Ale widzę, że i przyszłość już mi zapisałeś. I wcale mi się to nie podoba. Coraz częściej żałuję, że w ogóle mam coś wspólnego z magią. Bez niej byłoby mi lepiej. Pewnie całemu światu byłoby lepiej.
Starzec uśmiechnął się lekko.
- Właśnie o to mi chodzi. Mówisz jak buntownik, ale tak naprawdę czujesz to co ja. - powiedział. - Za dużo dookoła nas magii. Kiedyś władali nią wybrańcy. Było ich niewielu. Paru zaledwie. Świat wyglądał inaczej. Lepiej.
- I co się stało?
- Zbyt wielu było chętnych do poznania magii. Zbyt wielu chciało być tymi najwyższymi. Wybuchła wojna.
- Mówisz o tym świecie przed Pierwszym Pokoleniem?
Starzec skinął głową.
- Niewiele wiem o tamtych czasach.
- Wszystko znajdziesz tu. Biblioteka jest ogromnym źródłem. Nie mówiono o tym prawie wcale. Najpierw dlatego, żeby nie pamiętać bolesnych wspomnień. Wielu zginęło. Zbyt wielu. W tym wszyscy magowie, których ja i moi sprzymierzeńcy nazywaliśmy Złymi. Zapewne oni nazywali tak nas. Potem zapomniano o tej części historii świata. Udawano, że jej nie ma nawet wtedy gdy sami zaczęliśmy powtarzać dawne błędy.
- Mogło dojść do nowej wojny?
- Wciąż może. I dojdzie do niej. Chyba, że coś z tym zrobisz.
W jego głosie usłyszała nadzieję. Zobaczyła ją nawet w martwych oczach.
- Ty możesz to zrobić. Ja próbowałem. Mniej lub bardziej udolnie, ale nie mogłem po prostu czekać.
- Twoja metoda była ... Sam wiesz co o niej myślę. Poza tym była bardzo pracochłonna. Może gdyby było was więcej ...
- Wiem. Ale nie mogłem nikogo wtajemniczyć w moje zamierzenia. Nikomu nie ufałem. Nawet moim braciom i siostrom z pola walki.
- Ukrywałeś się przed nimi. - raczej stwierdziła niż zapytała.
- Zniszczyliby mnie. Musiałem radzić sobie inaczej. Dlatego zacząłem fałszować księgi. W tym czasie paru potencjalnych magów nie zostało nimi, a moje pokolenie powoli wymarło. Kiedy zostałem sam musiałem przenieść Bibliotekę.
- ???
- Bałem się, że któryś z nich przekazał swojemu uczniowi wiedzę o niej. Gdyby dostała się w niepowołane ręce ... Strach pomyśleć.
- Stało się tak?
- Niestety. Jeden z młodych zadufanych w sobie magów wiedział.
- Co się z nim stało?
- A co się mogło stać? Był zbyt pewny siebie. Wygrałem. A o niego nikt nigdy nie pytał. Najważniejsze jest to, że nikt oprócz mnie nie wiedział o Bibliotece. Całe lata zajęło mi jej przenoszenie. Bywały momenty, że bałem się, że nie zdążę. Ukrywanie mojej tożsamości, przenoszenie tego wszystkiego w dodatku w tajemnicy i fałszowanie ksiąg było trudniejsze niż sądziłem.
- Co by się stało, gdybyś nie znalazł mnie? Gdybym się nie narodziła? Znalazłbyś kogoś innego?
- Od tamtej pory nikt taki jak ty nie narodził się.
- Skąd wiesz? Szukałeś?
- Tak. Znalazłem wielu zdolnych. Chociażby twoja przyjaciółka i jej uczeń. Ale daleko im do ciebie.
- Więc co by się stało?
- Zabrałbym tą wiedzę do grobu. Chociaż i to wyjście wydaje się być niezbyt fortunne.
- Dlaczego? Nikt nie wiedziałby o niej.
- Zawsze jest możliwość, że ktoś znalazłby ją przez przypadek. Musiałby być niesamowitym szczęściarzem, ale to możliwe. Najwyraźniej jednak przeznaczenie zadbało o to, żebyś pojawiła się na tym świecie.
Wszystko co mówił wydawało się takie oczywiste.
Dla niego.
Ale nie dla niej. Wciąż miała wątpliwości.
To prawda, że magia zbyt często trafiała do nieodpowiednich ludzi.
Tylko co ona miała z tym zrobić?
- Zajrzyj w głąb siebie. Zajrzyj do wszystkich tych ksiąg, jeśli będziesz musiała. Wtedy znajdziesz sposób. - odezwał się starzec, jakby czytając w jej myślach.
Rina westchnęła.
- Część mnie doskonale wie, że masz rację. Zapewne to ta część, którą przekazałeś mi wtedy. Ale ta druga część ... Jestem zmęczona. - kobieta wstała z fotela. - Muszę odpocząć, przemyśleć różne sprawy. Może kiedy wrócę tu następnym razem ...
- Nie będzie mnie tu. - przerwał jej starzec.
- Jak to? - zapytała zdziwiona.
- Pamiętasz kiedy mówiłem ci, że mam nad tobą niewielką przewagę? To jest właśnie to. Nieżyję, ale jestem tu. Czekałem na ciebie od tamtej nocy ponieważ nie przekazałem ci wszystkiego co musisz wiedzieć. Poza tym wiedziałem, że będziesz miała do mnie pytania. Ale kiedy stąd wyjdziesz, zostaniesz sama. Mój czas jest ograniczony. Nagiąłem zbyt wiele praw tego i tamtego świata. Więcej nie mogę tego robić. Musimy wszystko powiedzieć sobie teraz. Więc jeśli masz jakieś pytania, a wiem, że je masz ... - starzec wskazał jej ponownie stojący obok fotel.
Nirva nie mogła spać. Noc wydawała się duszna. Powietrze było wręcz gęste. Nawet burze, które nieustannie od trzech dni nękały okolice, nie oczyszczały atmosfery.
Księżniczka podejrzewała, że burze nie były naturalnym zjawiskiem. Była pewna, że więcej miały wspólnego z magią niż z Matką Naturą. Najprawdopodobniej były ubocznym efektem potężnych zaklęć. Wiedziała nawet kto mógł je rzucać. Bała się tylko ich rezultatów.
Rina ciągle nie wracała. Nirva bała się o nią. Coś jej mówiło, że nie powinna, ale jej obawy były silniejsze. Udawała przed Levarem, że wszystko jest w porządku. Była jednak pewna, że choć on sam usiłował zachować spokój, doskonale wiedział co przeżywa.
Nie rozmawiali jednak o tym.
Może z obawy, że ich strach wymknąłby się spod kontroli i opanował ich bez reszty.
A może dlatego, że oboje nie wiedzieli co robić.
Mandor szalał.
Nikt przy zdrowych zmysłach nie zbliżał się do niego. Chyba, że został wezwany. Ale i ci nerwowo przełykali ślinę, gdy stawali u podnóża schodów prowadzących do jego biura.
Zaangażowanie całej magii dostępnej Mandorowi i jego agentom nie dało żadnych rezultatów.
Rina Pler zniknęła bez wieści.
Żyła. To było pewne. I nic poza tym. Świat i wszyscy jego mieszkańcy wymazali ze swoich pamięci fakt jej istnienia.
Jedno było pewne - musiał ją znaleźć i to szybko. Jeśli tak się nie stanie, straci wszystko. Wszystko o co z taką zaciekłością walczył.
Stawka była zbyt duża.
- Wielki Mandorze ... - usłyszał cichy, niemal zalękniony głos.
Odwrócił się gwałtownie do śmiałka, który przemówił do niego, przerywając jego rozmyślania.
- Czego chcesz? Masz może dla mnie jakieś nowiny?
- Przesłuchałem Naura, przyjaciela Riny Pler.
- Doskonale. I czego się dowiedziałeś?
Mężczyzna był wyraźnie coraz bardziej zdenerwowany.
- Niczego.
- Słucham? - zapytał Mandor.
- Nie udało mi się niczego z niego wyciągnąć. Jest chyba odporny na ...
- Bzdura! Nie potrafiłeś się do tego zabrać jak należy! Sprowadź go do mnie! Natychmiast!
- Tak jest, Wielki Mandorze. - powiedział, kłaniając się w pas i szybko wycofując się.
Naur był zmęczony podróżą i tym jak go traktowano. Wiele słyszał o metodach przesłuchań Mag-Biura, ale mimo wszystko nie był na to przygotowany. Wiedział jednak, że ponieważ przesłuchujący go agent nie uzyskał potrzebnych informacji, ktoś inny przejmie jego rolę. Sprawa była niezwykle ważna dla Biura i jego szefa w szczególności, obawiał się więc, że wkrótce spotka się z samym Mandorem.
Kiedy więc ujrzał przed sobą ogromne wysokie schody, był pewien, że jego obawy spełniły się.
Wprowadzono go do komnaty Wielkiego Mandora. Strażnicy zostawili go w niej, po czym pospiesznie opuścili ją.
Mandor był na razie niewidoczny, ale Naur wiedział, że jest w pobliżu i być może obserwuje go w tej chwili.
Uzdrowiciel usiłował zapanować nad swoim strachem. Udało mu się to dopiero wtedy, gdy użył do tego celu niemal całej swej magii. Ale opłaciło się, bowiem gdy Mandor nagle pojawił się w zasięgu jego wzroku, strach nie powrócił.
Wielki Mag podszedł do Uzdrowiciela wolnym krokiem.
- Witam cię. - powiedział, udając uprzejmość.
Obaj jednak wiedzieli, że to tylko pozory.
- Czego ode mnie chcesz? - zapytał Naur.
- Dobrze wiesz, czego chcę. A właściwie kogo. - dodał.
Mandor spojrzał mu głęboko w oczy. Jednak nie zobaczył w nich tego, co spodziewał się znaleźć.
Uzdrowiciel był jednak kimś więcej niż wszyscy sądzili. Pogłoski okazały się prawdziwe.
Jednak nie zaniepokoiło go to. Nie było na tym świecie nikogo potężniejszego od Wielkiego Mandora. Nawet Naur nie był w stanie sprostać umiejętnościom mistrza nad mistrzami. Kwestią czasu i odpowiednich metod było złamanie oparu Uzdrowiciela.
- Twoi agenci powiedzieli mi, że chodzi o Rinę Pler. Czyżby twoja najlepsza Atid Adea zniknęła? - uśmiechnął się lekko Naur.
- Byłeś ostatnią osobą, która ją widziała.
- Twój agent też ją widział. Jak się nazywał? Chyba Ish Wlett, taki źle wychowany twardogłowy. Aż dziw, że właśnie jego przysłałeś.
Mandor usiadł na swoim bogato rzeźbionym krześle. Patrzył na Naura badawczo.
- Bardzo zależy mi na informacji o miejscu pobytu Riny. Obaj wiemy, że wcześniej czy później zdobędę ją. Kwestią sporną jest metoda uzyskania tej informacji. Wiem, że możesz mi pomóc, a pomagając mnie, pomagasz sobie. Ze względu na naszą długoletnią znajomość, sugeruję, żebyś nie zmuszał mnie do wyboru najmniej przyjemnej dla nas obu metody. Więc jak? Pomożesz mi? - Mandor mówił spokojnym głosem.
Miał nadzieję, że Naur jednak będzie stawiał opór.
Od tygodni miał ochotę wyładować na kimś swój gniew i frustrację.
Musiał jednak panować nad sobą. Na razie.
Gdyby jednak znalazł się jakikolwiek pretekst ...
- To dziwne, że akurat teraz przywołujesz lata naszej znajomości, jeśli w ogóle można to tak nazwać. To, że razem studiowaliśmy nie oznacza, że jesteśmy przyjaciółmi. - powiedział Naur. - Nie sądź więc, że tak będę cię traktował.
Mandor uśmiechnął się ukradkiem.
- Nie musisz. Wystarczy, że powiesz mi, gdzie ona jest.
- Nie wiem. Skoro ty nie potrafisz jej znaleźć, skąd ja mam wiedzieć, gdzie jest?
Poprzednia | Jesteś na stronie 3. | Następna |
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 |