Przygody eksperymentującego czarodzieja

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33
Poprzednia Jesteś na stronie 4. Następna

Ururama Tururama obudziły kury. Przez otwarte okienko dwie białe kokoszki wdarły się do pokoju czarodzieja i narobiły takiego hałasu, aż ten się obudził. 'Czuję się jak kurczak!' - pomyślał nieco od rzeczy. Wstał, wyrzucił kury za okno, zamknął je (zabezpieczając dodatkowo odpowiednim czarem) i zaczął się ubierać.

Gdy już całkowicie przyodziany - jak na maga przystoi - zszedł na dół, w jego oczy uderzył przedziwny widok: na podłodze walały się w nieładzie strzępy zwojów, drzazgi z różdżek, i szczątki amuletów. Przy stole siedzieli pijani w cztery Mikołaje bracia magicy i Vastin. Z furią godną lepszej sprawy podtykali sobie pod oczy magiczne przedmioty, po czym rzucali je na ziemię, tłukli, deptali, gryźli nawet. Pod ścianą stał Tomi, zaś obok niego przycupnął szósty mag. Obaj podśmiewali się pod nosem, gdy obłoczki śmierdzącego dymu i różnokolorowe iskry zwiastowały zniszczenie kolejnych talizmanów.

- Co tu się dzieje? - z nieukrywana ciekawością zapytał Ururam.

- To taka zabawa - odparł z krzywym uśmiechem Tomi - Popili sobie, to ich na niszczenie wzięło.

- Z pewnością nie pili czaju.

- Piwo lało się przez cala noc - potwierdził Tomi - a potem Vastin chciał wytargować różdżkę od Dużego. Ten nie był skory się jej pozbyć, co tak wnerwiło Vastina, że wziął swoja różdżkę (zresztą taką samą, jak tamta) i żeby pokazać im, jak mało sobie takie rzeczy ceni, połamał ją na drobne kawałeczki.

- Bracia potraktowali to jak wyzwanie - dodał blond magik - to dosyć popularny sport w ich stronach. Wygrywa ten, kto zniszczy sobie cenniejszą rzecz.

- I robi się to tylko po pijanemu?

- No, prawdziwi mistrzowie tej sztuki potrafią i na trzeźwo.

- Niesamowite - westchnął Ururam Tururam - Są ludzie i jemioły. A także ludziska, parapety, klamki, parasole... - jego glos przeszedł w cichy mamrot.

Tymczasem napięcie przy stoliku sięgało zenitu. Twarze bliźniaków na przemian czerwieniały i bladły, zaś oblicze Vastina przybrało kolor skądś Ururamowi Tururamowi znajomy. "Jaki on podobny do tego tam wstrętnej pamięci Prosbluma" pomyślał czarodziej. I nagle określenie, którego usilnie szukał od wczoraj wypłynęło na wierzch jego umysłu. "Wysoki... jak na krasnoluda! Ach, wiec taaaakie buuuty... Co maja do roboty krasnale w Arthanionie? Trzebaby się dowiedzieć..." Tok jego myślenia przerwała głośna eksplozja. To Vastin wysadził właśnie jakiś magiczny przedmiot w powietrze. Spojrzał przerażonymi oczami na to, co uczynił, ryknął straszliwym głosem i wypadł z pomieszczenia. Duży powolnym ruchem wyciągnął z kieszeni zwój, starannie go podarł i nieco bełkotliwie oświadczył:

- Wbygrbałłem.

Na szczątki niegdyś potężnych narzędzi magii brat Dużego, Mały, puścił pawia.

- Czy to też należy do sportu - zapytał niewinnie Tomi.

- Nie - odparł z obrzydzeniem blondyn - Lepiej chodźmy stąd, niech sami po sobie sprzątają.

- O, właśnie! Teraz? - spytał Tomi nagle sobie coś przypominając.

- Jasne.

- Idziemy potrenować za miasto - rzucił Tomi do Ururama - chcesz pójść z nami pokibicować i posędziować?

- Nie ma sprawy, idę.

Wyszli z gospody i niespiesznie podyrdali ku przedmieściom Hoboku. Po drodze Ururam odezwał się do blondyna:

- My się jeszcze sobie, zdaje się, nie przedstawiliśmy... Nazywam się Ururam Tururam.

- A ja zwę się Więz. Jacenty Więz.

- Miło mi, drogi Jacenty! Wiesz może coś więcej na temat sprawy, dla której wszyscy tu przybyliśmy?

- Niestety nie - odrzekł ze szczerym smutkiem w głosie Jacenty - Wiem tyle, co i wy: Ty i Tomi... Burmistrz wysłał do wszystkich czarodziejów jednobrzmiące pisma. Nic konkretnego, sami wiecie.

- A Hobok to takie nudne miejsce! - dodał Tomi - Nie wiem czy nie miała racji ta czarodziejka, która się stąd od razu wyniosła. Co tu się mogło zdarzyć?!

- No, przynajmniej jedno tajemnicze zdarzenie miało tu miejsce - nie zgodził się Więz - Zniknął burmistrz. I to po wysłaniu alarmującego listu - poszperał za pazuchą i wydobył stamtąd kawałek pergaminu - Posłuchajcie: "Nadprzyrodzone zjawiska", "nocne głosy", "sprawa poufna", "uniknąć paniki"... To nie brzmi dobrze. Rozmawiałem z mieszkańcami przez kilka ostatnich dni. Burmistrz miał opinie statecznego człowieka. Raczej tego nie zmyślił. Choć z drugiej strony nikt poza rajcami miasta niczego nie widział ani nie słyszał.

- Jednak coś wiesz, ha? - zauważył Ururam.

- Na tym moja wiedza się kończy. Rajcy nie chcą nic mówić, póki nie wróci burmistrz.

- No i tu kółko się zamyka. - Dorzucił Tomi.

- Tak. Bliźniacy dwoją się i troją szukając rozwiązania, ale też na nic nie wpadli. A Vastin... Vastin nie robi nic. Absolutnie nic. Wygląda, jakby na kogoś czekał.

- Osobliwe - mruknął Ururam.

Tymczasem cała trójka wyszła na otwarte pole i oddaliła się na bezpieczną odległość od rogatek miasteczka. Tak, to było dobre pole do ćwiczebnej walki. Szeroką równinę zalewało łagodne światło wznoszącego się słońca. W nieregularnych odstępach rosły na niej kępy drzew. Za jednym z takich małych zagajników czarodzieje się zatrzymali. Ururam pobieżnie przejrzał zestawy amuletów, różdżek i innych gadżetów przygotowanych na tę walkę przez obu przeciwników. Nad zbiorem Jacentego pokiwał ze zrozumieniem głową. Nieco dłużej zatrzymał się przy kolekcji Tomiego.

- Czym to ma zabijać? - zapytał szeptem.

- Psychicznie. Zobaczysz... - odszepnął Tomi.

Wszyscy trzej czarodzieje rzucili inkantacje ochronne. To miał być bój treningowy, niedobrze byłoby, gdyby któremuś z jej uczestników coś miało stać się naprawdę. Wreszcie wszystko było gotowe. Ururam wzniósł w górę obie ręce gotów dać znak do rozpoczęcia pojedynku...


Poprzednia Jesteś na stronie 4. Następna
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33