Przygody eksperymentującego czarodzieja

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33
Poprzednia Jesteś na stronie 8. Następna

- No to się biedakowi umarło - westchnął Jacenty - trzeba zawiadomić władze. I barmana... Hej, gospodarzu! Pozwólcie tu na moment!

Zaintrygowany właściciel przydreptał pośpiesznie. W ślad za nim przybiegła jego córka. Czy była to jedynie gra świateł na jej policzku, czy też naprawdę zarumieniła się lekko na widok Ururama, tego nikt z całą pewnością wiedzieć nie może.

- Nie żyje - mruknął barman - spadł ze schodów. Pójdę po kogoś do ratusza.

- Zostańcie, gospodarzu. - Jacenty odgarnął płową grzywkę z czoła - Lepiej, żebyście tu byli. Ja pójdę. - po tych słowach skierował się ku wyjściu.

- Panowie magicy - jęknął błagalnie barman do pozostałych dwu czarodziejów - ja nie chcę mieć tutaj kłopotów. Nie moglibyście go, owo tedy, ożywić?

- Oj, to nie jest takie proste - westchnął Ururam - jeśli ktoś nie żyje, to z reguły ma po temu jakiś istotny powód. Ten tu na przykład nieszczęśnik ma złamany kark. Jeśli go nawet wskrzeszę, to natychmiast umrze znowu. Trzeba byłoby mu najpierw naprawić kręgosłup, a tego zrobić nie jestem w stanie.

Córka barmana zatkała sobie uszy i uciekła. Jej ojciec pokiwał z rezygnacją głową. Natomiast Tomi myślał nad czymś przez chwilę po czym rzekł:

- To by się dało zrobić. Mógłbym go animować jako zombiego. W tym stanie dałoby się nastawić mu kark. Wtedy ja cofnę zaklęcie animujące, a Ururam Tururam go ożywi.

- Nie cierpię czarnej magii - mruknął Ururam.

- Nie ty ją będziesz stosował więc nie musisz jej cierpieć. Widzisz inne wyjście?

- Hummm, hummm. Nie. Hummm. No, dobrze. Czyń swoją powinność.

Tomi zaczął inkantacje. Ururam i barman odwrócili się z obrzydzeniem. Minęło kilka chwil, gdy wtem Tomi zaklął:

- Owo do wszystkich diabłów ten! Nie da się!

- Jak to?!

- Ktoś go rąbnął paskudnym zaklęciem. I to było przyczyną jego śmierci. Złamany kark to tylko przypadek, albo mylny trop.

- Vastin... - wycedził Ururam przez zaciśnięte zęby.

- Tak, tak, panowie, tak - gospodarz był mocno podekscytowany, czemu trudno się dziwić - ten tam Vastin miał w sobie coś takiego, że aż ciarki przechodziły...

Tymczasem do gospody wrócił Więz w towarzystwie urzędnika z ratusza. Nowoprzybyły był średniego wzrostu, tęgawy, o czerwonej i jakby pokrytej trądem twarzy.

- To jest pan Ander - przedstawił go Jacenty - odpowiada za porządek w Hoboku.

- Ergo, panowie - rzekł Ander napuszonym tonem - corpus delicti zaświadcza, jakoby cirmum wyrodne nastąpiło we w chwili minionej i czasokresie przeszłym. Pluskwam perfektum. Takowoż obecnie faktycznie aktualnie na dzień bieżący suspektować was się obliguję w casusie onym.

- Niech mnie licho, jeśli coś rozumiem! - Tomi przetarł oczy ze zdumienia - Czy można jaśniej?

- Presto! Każdy minutalny okrawek dnia o diukulu i krepuskulu precjozalny jest. A że mnie ordynek na kompitach i kwadryniach jako i w innercjalnych gmachach, templach i lupanarach predestynowany został, mores dankiem ma być! Tak. Jeśli zatem hazardem fortuny zaistnieje chaos we w nich, zaś nokturniczne ambiwalenty przeciw dekalogicznym preskryptom erygują się, mojej personie jurysdykcja przypada.

- Przez całą drogę tak gadał - szepnął Więz - ale rozumiem nie więcej niż wy.

Ander tymczasem kontynuował:

- Dość już immanentnego złoczynienia we w Hoboku! Genius mój wedle fakultatywnej wirylności nie discediuje się od prawdy nawet na infinitezymalną latitudę. Rewerujcie, flagicjozne nebulony! Wicewersjonalnie admirujcie originum atawów Arthanionu. Takoż arrestum na was superponuję.

W Ururama jakby coś wstąpiło. Czarodziej wyprostował się i niemal urósł. Następnie chwycił nadętego urzędnika za przód szaty, uniósł go w powietrze, potrząsnął kilkakrotnie i ryknął:

- Będziesz mi tu zaraz gadać po ludzku czy nie?!

- Ło laboga, panie czarodziej - wrzasnął Ander - a dyć wystarczy, a dyć nie potrza! Puśćta mnie łaski panie, bo się zatchnę. Ło boginkowie, laboga, pomiłujta panoczku, nie bijta!

Ururam postawił stróża porządku na ziemi.

- No - stwierdził - może się dogadamy.

- Na pewno, panoczku, na pewno. - potwierdził skwapliwie Ander.

- Sprawa jest taka. Ten tu człowiek został przed chwilą znaleziony martwy. Ja i moi przyjaciele pod przysięgą zeznamy, że został on zabity przy użyciu czarnej magii. Nie wiemy kto to zrobił, ale podejrzewamy czarodzieja imieniem Vastin. Kilka chwil przed odnalezieniem ciała przechodził on przez ten korytarz.

- Tak, tak, panie Ander - dodał gospodarz - a wyglądał jakby mu ktoś zadek podpalił.

- Temu Vastinowi, panoczki, to łod początku krzywo z pyska patrzało. Ale Prosblum, nasz miejscowy magik kiedyś się z nim kumplował i gadał burmistrzowi i radzie, co Vastin jest łebski chłop.

- Prosblum? - wyjąkał zaskoczony Ururam - Wasz lokalny czarodziej nazywał się Prosblum?!

- Tak jest, panoczku, ale parę dni temu nazad i on zniknął, jako i nasz burmistrz.

- A ostatni raz widzieliście burmistrza dokładnie w dzień przyjazdu Vastina?

- Tak było, panoczku.

Oczy Ururama rozbłysły, jakby stanęły w ogniu.

- Do ratusza! - zawołał - Chodźcie wszyscy do ratusza!


Poprzednia Jesteś na stronie 8. Następna
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33