Przygody eksperymentującego czarodzieja
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 | ||
Poprzednia | Jesteś na stronie 2. | Następna |
Czas płynął wolno - widać mu się nie spieszyło. Czasowi zresztą rzadko się spieszy, chyba ze jakiś niewydarzony magik zacznie przy nim majstrować. Nie spieszyło się tez mułowi Ururama Tururama. Wyraźnie lekceważąc narastający upal jak i ponaglenia swego pana, stąpał jednostajnym krokiem w kierunku Hoboku. 'Dobrze ze przynajmniej kierunek jest właściwy. A i zwrot odpowiedni.', stwierdził w duchu Ururam i postanowił więcej się swoim wierzchowcem nie przejmować bardziej niz. ten to czynił w stosunku do jego osoby.
Było już prawie południe, gdy doczłapali do rozstajów. Kierując muła w lewo czarodziej ujrzał kawałek drogi przed sobą jeszcze jednego podróżnego. Jechał wozem pomalowanym w jaskrawe kolory. Stare konisko ciągnęło go tak wolno, że nawet muł Ururama był w stanie dotrzymać mu kroku. Więcej! Po kilku chwilach mag spostrzegł, że wyraźnie zbliża się do wozu. Dostrzegał kolejne szczegóły. Osobnik na wozie też był czarodziejem. Był wyraźnie młodszy od Ururama Tururama. Oczywiście wygląd nie świadczył o niczym. Magowie sami mogą w zasadzie dość dowolnie kształtować swoją aparycję. Jednak każdy czarodziej potrafi mniej-więcej wyczuć wiek kogoś o tym samym zawodzie. Na wozie magika piętrzyły się skrzynki, na których leżały magiczne amulety. Mag, pozostawiwszy szkapinie troskę o dotarcie na miejsce, zajmował się ich porządkowaniem.
Ururam Tururam poczuł, że w jakiś nieokreślony sposób już lubi nieznajomego kolegę po fachu. Wiele ich łączyło - choćby niefrasobliwy sposób podróżowania. Różniły się szczegóły, ale nie było to zbyt istotne. Wreszcie jeździec od siedmiu boleści zrównał się z takimż woźnicą. Ururam ściągnął wodze, by lekko spowolnić chód swojego muła. Ten spojrzał na niego z wyrazem bezgranicznego zdumienia w swoich nadspodziewanie mądrych oczach, jednak tym razem posłuchał. Doprawdy, rzadko się zdarzało, by to, czego jego pan chciał od niego, zgadzało się z jego najskrytszymi pragnieniami!
Nieznajomy czarodziej podniósł głowę.
- Witam! - zawołał - Widzę, że obraliśmy wspólną drogę.
- Ano, tak by wyglądało - zgodził się Ururam - i myślę, ze i cel mamy wspólny.
- Nie mam się co kryć, jadę do burmistrza Hoboku.
- Ja tez, ja tez... Demonidła wiedzą, co się tam dzieje.
- Obwieszczenia burmistrza były bardzo tajemnicze. Może chciał tym skusić większą liczbę magików?
- Myślę, ze miał inne powody. Wkrótce zresztą się przekonamy - wskazał ręką na horyzont, gdzie było już widać pierwsze zabudowania Hoboku. - A, właśnie! Skoro już mamy przez jakiś czas być skazani na swoje towarzystwo - tu mrugnął szelmowsko lewym okiem jednocześnie poruszając prawym uchem - powinniśmy dopełnić pewnych formalności. Nazywają mnie Ururam Tururam. - rzekł możliwie najoficjalniejszym tonem unosząc się lekko w strzemionach.
- Miło mi - odparł nieznajomy - obiło mi się coś o uszy... Mnie nazywają po prostu Tomi.
- Mnie również milo.
Po wzajemnej prezentacji nic już nie przeszkadzało swobodnej wymianie poglądów na różne tematy ze szczególnym uwzględnieniem umagicznionych. Tak to już jest, że gdy spotka się dwu ludzi z jednej branży, czują oni nieodpartą potrzebę podzielenia się ze sobą swoimi doświadczeniami, czyli mówiąc wrednie poszpanowania sobie odrobinę.
- Nie mogę dojść z tym wszystkim do ładu - mruknął w pewnym momencie Tomi wskazując na swoje amulety - już mi się w skrzynkach nie mieszczą. W najbliższym miasteczku muszę kupić nowy kuferek.
- Sporo masz tego. I to najróżniejszych, oooo, hohoho - Ururam przeglądał kolejne magiczne przedmioty. - widzę, ze jesteś wszechstronny. Ja się nieco ograniczam.
- Jak?
- Nie używam w zasadzie czarnej i niebieskiej magii. Niebieskiej z jakichś powodów nie lubię, a przed czarna mam moralne opory.
Tomi spojrzał na niego zaskoczony, ale po chwili uśmiechnął się.
- Ważne, żebym to ja kierował magią, a nie ona mną.
- To prawda. Jednak każdy dobiera sobie takie barwy, jakie lubi. Magia to niesamowita rzecz. Bawi, pieroństwo, okropnie, ale wciaga, wciaga! To jest nałóg. Do pewnego momentu można zawrócić, potem już bardzo ciężko. A w końcu wcale nie można.
- Chcesz przez to powiedzieć?...
- Ehmmm. No tak. Dobra, zgadza się. Jestem Wędrowcem Dominiów.
- Już tak niewiele mi brakuje - Tomi poupychał nie mieszczące się w pudłach amulety po kieszeniach - mam nadzieje, ze w Hoboku będzie na tyle dużo okazji do używania czarów, ze i ja... - urwał.
- Sam nie wiem czy wypada mi życzyć ci tego. To zupełnie nowe doświadczenie, niepodobne do niczego wcześniej i... trudno powiedzieć czy mile. Ale to twoje życie i twoja sprawa. Przynajmniej nie musisz zaprzeć się swojego świata. Jesteś stąd, prawda?
- Tak... Powiedz mi jedno: skoro już jesteś Wędrowcem Dominiów, to czemu podróżujesz w ten sposób?
- Bo lubię! Stokroć bardziej wolę, gdy niesie mnie to stare mulisko, niż gdy podróżuję w magiczny sposób. Zresztą przy tej metodzie pokonywania odległości zdobywa się znacznie więcej wiedzy. A cóż, jeśli nie wiedza w ostatecznym rozrachunku się liczy?...
Prowadząc te i podobne pogwarki wjechali pomiędzy pierwsze budynki Hoboku - niewielkiego miasteczka zagubionego pośród bezkresnych stepów Arthanionu.
Poprzednia | Jesteś na stronie 2. | Następna |
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 |