Przygody eksperymentującego czarodzieja

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33
Jesteś na stronie 1. Następna

Było późne lato. Gwiaździsta noc nad Arthanionem powoli, niechętnie ustępowała miejsca świtowi. Z mroku wynurzały się kontury prastarych drzew, omszałych głazów i ruin pochodzących z czasów tak dawnych, że najstarsze elfy ich nie pamiętały. W szarym brzasku każdy dźwięk nabierał dodatkowej wyrazistości. Teraz na przykład słychać było stukot. Niespiesznym stępem szary muł człapał po żwirowatej ścieżce. Na jego grzbiecie siedziała tajemnicza postać. Nasilające się światło wydobywało na jaw kolejne szczegóły: ubiór jeźdźca zdradzał jego zawód. Był to mag.

Jechał jakby śpiąc, w istocie jednak rozważał palące problemy teorii magii - w tej chwili jego umysł usiłował zgłębić tajemnicę, w jaki sposób osobliwość, którą trzymał zamkniętą w wydrążonym kokosie, mogła wpływać po uwolnieniu na własności podziemnego morza. Czerwonozłota kula słońca majestatycznie wytoczyła się zza dalekich wzgórz. Pierwsze promienie oświetliły twarz czarodzieja kładąc za nim długie, głębokie cienie. Jeździec otworzył oczy z radością witając nowy dzień.

- Jeszcze kawałek - szepnął do siebie - po południu powinienem być w Hoboku...

Klepnął lekko muła, który jednak wyniośle zignorował próby skłonienia go do szybszego chodu. Czarodziej westchnął i ponownie popadł w zadumę. W Hoboku ostatnimi czasy niedobrze się działo, toteż tamtejszy burmistrz wyznaczył sporą nagrodę dla osoby, która położy wreszcie kres tajemniczym zjawiskom. Któż inny jak nie on, Ururam Tururam, eksperymentujący czarodziej, mógł tego dokonać?...

Z rozmyślań wyrwał go nagle szorstki glos:

- Hej, śmieciu! Pozwoliłeś, aby twój cień padł na mnie!

- Heee? - od dawna nikt tak do Ururama Tururama się nie odezwał.

- Jeszcze pokpiwasz sobie ze mnie? Aghhh! Zabiję! Zabijęęę!

Na pobliskim kamieniu stał niewysoki krepy brunet. Jego twarz miała niezdrowy kolor, którego Ururam nie potrafił sklasyfikować - to było coś pośredniego między spleśniałym barszczem a bandażem na głowie bohaterskiego wojownika, który od tygodnia nie żyje. Osobnik ten miotał straszliwymi klątwami, a wszystko wskazywało na to, że wkrótce zacznie ciskać i czarami. "Robi się niemiło..." pomyślał Ururam Tururam. Zatrzymał muła i zsiadając zapytał z flegmą:

- Czy moge wiedzieć, z kim mam nieprzyjemnosc?

- Wiedz, gnoju, żem jest Prosblum, czarodziej nad czarodzieje! I wiedz też, że twoje imię mam głęboko pod obcasem! Nie obchodzi mnie, jak się nazywają trupy!

Z ręki Prosbluma wytrysnęła cienka srebrna nić i pomknęła w dal, gdy czarodziej nawiązywał kontakt z jedna z dalekich krain, z których w zamian za świadczone im usługi mógł czerpać manę - magiczną energię, dzięki której czarodzieje rzucają swe zaklęcia. Ustanowiwszy połączenie Prosblum przez chwile oddychał głęboko przygotowując się do następnego posunięcia, tymczasem inicjatywa przeszła w ręce Ururama Tururama. Ten przywołał przed oczy obraz rozległych pól falujących dojrzałym zbożem, wysłał srebrna nić łącząc się z ową krainą i oto oślepiająco biała iskra many pomknęła w jego kierunku. Magik wzniósł ręce, nakreślił nimi
tajemniczy kształt... Powietrze przed nim zaczęło się materializować...
Po chwili obok Ururama stała piękna kapłanka. Nieco oszołomiona nagłym wezwaniem skłoniła się czarodziejowi oczekując na polecenia.

Tymczasem Prosblum nieco odsapnął. Wysłał w przestrzeń kolejną nić magicznego połączenia i zaczął przedziwne zaklinania. Pojawiła się obok niego jakaś błyszcząca czarnozielonym blaskiem kosa. Widząc, że przeciwnik zużytkował już całą swoją manę, Ururam Tururam przystąpił do natarcia. Srebrzysta nić szeleszcząc cicho pofrunęła w stronę stromych szczytów widocznych daleko na północy. Splatając ze sobą czerwoną i białą manę przywołał kolejnego stwora. Ledwo przed czarodziejem pojawił się obładowany nieprzeciętną ilością najprzeróżniejszego żelastwa goblin, kapłanka szybkim ruchem zebrała iskry magicznej energii i pobłogosławiła nią swego dowódcę. Ururam Tururam poczuł się wzmocniony. Uśmiechnął się więc i posłał kapłankę do ataku na Prosbluma. Ten
zignorował ją pozwalając zadać sobie cios.

Gdy kapłanka odpoczywała po ataku, goblin otrząsał się z oszołomienia, a Ururam Tururam czekał na kolejną porcję many, Prosblum zaczął znowu czarować. Pozornie nie robił nic, by zaszkodzić swojemu wrogowi. Ustanowił tylko kolejne magiczne połączenie, coś cicho pobełkotał i tyle. Ururam nie zamierzał być równie bezczynny. Posłał do ataku kapłankę i goblina. Bez żadnego oporu udało im się dosięgnąć Prosbluma. Ich dowódca tymczasem połączył się magicznie z kopalnia klejnotów. Nie pobrał jednak z niej many, lecz znów czerpiąc z gór i pól przywołał pod swoja komendę kolejna postać. Dymy kadzielne wzniosły się wysoko, gdy u boku kapłanki i goblina stanął milczący szaman. Kapłanka znów zebrała
okruchy many i pobłogosławiła Ururama Tururama.

Prosblum ryknął triumfująco. Bełkot w jego ustach nabrał zabójczej szybkości, zaś jego ręce migotały w magicznym tańcu jak skrzydła oszalałego wiatraka. Połączył się z jeszcze jedną krainą, ze wszystkich pobrał manę. I nagle poderwał z ziemi leżącą tam kosę i potężnym ciosem przeciął nici łączące go z jego krainami. Zwijające się kikuty nici przemieniły się w błyszczące kule many. Czarodziej wyrzucił ręce poziomo - pięć nowych nici magicznej energii pojawiło się znikąd i przywarło do jego ciała. Ururam Tururam również zauważył dwie świetliste smugi nad swoją głową. Uchwycił je nawiązując kontakt z jeszcze jedną równiną i jednym górskim szczytem.

Tymczasem Prosblum rzucił już parę nowych zaklęć. Obok niego pojawił się upiornie wyglądający krzak. Z zawisłej w powietrzu błękitnej mgiełki zaczęły wypadać zwoje i księgi. Prosblum oglądał je, część zostawiając sobie, większość jednak ciskał w gąszcz potwornego krzewu. Znikały tam z nieprzyjemnym chrzęstem, a w ich miejscu pojawiały się ogniki magicznej mocy. Czarnoksiężnik łapał je, niestrudzenie produkując kolejne tomy.

Osłupiały Ururam Tururam widział wyraźnie, jak w pobliżu jego adwersarza pojawiały się wampiry i diabły. Prosblum z pewna niechęcią podpisywał jakieś cyrografy, piekielne stworzenia zaś dostarczały mu kolejnych ksiąg. To wszystko działo się tak szybko, ze Ururam Tururam nie miał czasu zareagować. Był zresztą zbyt zaskoczony. Wtem od Prosbluma pomknęła w jego stronę, rzygając wokół czernią, macka wyssania życia. Nagłe zrozumienie pojawiło się w oczach czarodzieja.

- Męczennicy są tańsi od najemników. I skuteczniejsi! - syknął przez zęby.

Pobrał manę z pól, gór i kopalni, wykonał kilka szybkich gestów i na koniec wskazał na goblina. Efemeryczna poświata otoczyła zaskoczonego stwora. Skuszona przez tę poświatę czarna macka zmieniła kierunek zmierzając teraz wprost w stronę goblina. I uderzyła! Miotając się w agonii przerażona istota już ginąc rzuciła całym niesionym przez siebie żelastwem w Prosbluma. Czarodziej zbladł jak płótno. Wiedział, że ta odrobina życia, jaką wyssał z nieszczęsnego stworzenia, nie wystarczy, by go uratować. Nagle grabie podcięły mu nogi, toporek odrąbał dłoń, a szewski młotek wybił oko. Prosblum osunął się na kolana brocząc krwią z licznych ran. Usiłował jeszcze się podnieść, ale spadająca właśnie konewka roztrzaskała mu czaszkę. Leżał już martwy, a żelazne przedmioty padały nadal usypując mu niezbyt gustowny kurhan. Jako ostatnia spadła spłuczka klozetowa.

Ururam Tururam podszedł do zabitego wroga. "Skończone.", pomyślał, "Szybko poszło.". Przez chwilę przyglądał się leżącej kupie złomu spod której wyciekał cienki strumyczek posoki.

- O! To się może przydać! - rzucił. Podniósł spłuczkę, wsadził ją do sakwy, wsiadł na muła i odjechał nie oglądając się za siebie.


Jesteś na stronie 1. Następna
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33