Przygody eksperymentującego czarodzieja
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 | ||
Poprzednia | Jesteś na stronie 13. | Następna |
- Ciemno jak w studni - sarknął Jacenty badając dotykiem kolejne kamienie cembrowiny - przydałoby się trochę światła.
- Służę uprzejmie panu dobrodziejowi - Tomi wykonał zawiły gest i ponad głowami magów pojawiła się lśniąca kula opadająca w dokładnie tym samym tempie co oni.
- Dziękuję! Od razu lepiej!
Zapadła cisza przerywana tylko pluskaniem wody, skrzypieniem liny i szczekaniem zębami przez Andera. Czarodzieje skrupulatnie sprawdzali każdą piędź kwadratową obudowy studni poszukując czegoś, co dałoby im jakąś wskazówkę co do lokalizacji skarbu. Przebadali już ponad połowę, a wciąż nic nie odnaleźli.
- Mam nadzieję, że znajdziemy to coś nad lustrem wody - mruknął Ururam - przemokłem już wystarczająco w ostatnich dniach.
- Jest na to spora szansa - głos Jacentego zdradzał podniecenie - te kamienie, o tu, chyba nie są prawdziwe. To iluzja.
- Pokaż! - Tomi podpłynął w powietrzu do Więza - Tak... Chyba faktycznie to tutaj.
- Stooop! - krzyknął Ururam w kierunku powierzchni.
Skrzypienie liny ustało. Wiadro z Anderem kołysało się lekko jakieś pół sążnia ponad czarodziejami. Magowie tymczasem badali naturę iluzji. Nie była zbyt wymyślna; prosty amulet rozproszenia w zupełności na nią wystarczał. Coś syknęło, błysnęło zaśmierdziało - i oto w ścianie pojawił się otwór dość duży, by skulony człowiek mógł się przez niego przecisnąć. Rozszerzał się on wkrótce w wąski, prostokątny korytarz biegnący w ciemność. Więz wsunął się pierwszy, za nim Ururam, a na końcu Tomi, przywołując za sobą gestem swojego świetlika.
- Poczekajcie - przypomniał sobie Ururam - jeszcze Ander!
Wychylił się z powrotem przez otwór i krzyknął:
- Hej, tam na górze! Jeszcze trochę w dół!
- Yyyy? - dobiegła go zwielokrotniona przez echo odpowiedź - A co my mamy robić na "Jeszcze trochę w dół"?
- Opuścić wiadro jeszcze trochę w dół - wyjaśnił mag.
- Aauumm... - dobiegła go pełna zrozumienia odpowiedź i wiadro zaczęło powoli posuwać się ku dołowi.
Ururam Tururam poczekał, aż osiągnie ono poziom ciut niższy od otworu, po czym raz jeszcze krzyknął:
- Stop!
Podziałało od razu.
- Oj, laboga - jęknął Ander trzęsąc się ze strachu - jak to ja mam się we w tą dziurę zmieścić, a nie wykopyrtnąć się do wody?
- Nogami do przodu! - poradził Tomi.
- Ależ skąd! - nie zgodził się Jacenty - Głową naprzód.
- Eee, to może by tak bokiem? - zapytał Ander bojaźliwie.
- Niech się pan nie boi, panie Ander - zlitował się nad nieszczęśnikiem Ururam - proszę dać mi rękę... Tak... I teraz uwaga! Ooop-siup! - niemal wciągnął stróża prawa przez otwór.
W nikłym, jednostajnym świetle kuli Tomiego wilgotny korytarz wyglądał wyjątkowo ponuro. Z grubsza tylko ociosane głazy tworzyły strop i ściany. Spąg wysypany był żwirem. Powietrze wewnątrz było aż ciężkie od stęchlizny.
- Nie ma co medytować, idziemy - mruknął Jacenty.
Ruszył przodem. Za nim postępował Ururam, potem Ander, zaś pochód zamykał Tomi. Szli bardzo powoli i ostrożnie, szczególnie Więz wytężał wszystkie zmysły szukając śladów magicznych pułapek na drodze. Jak na razie jednak nie dostrzegł żadnych.
Po trzydziestu, może czterdziestu, krokach korytarz załamywał się pod kątem prostym. Cała grupa przeszła jeszcze zaledwie kilka sążni, gdy w mroku cos zamigotało. Więz zatrzymał się, za nim pozostali. Tomi skinął dłonią. Kula światła rozbłysła nieco jaśniej i powoli popłynęła do przodu. Minęła Jacentego, przebyła jeszcze kilka łokci i zatrzymała się przed czymś, co wyglądało jak kurtyna z wibrującego, jakby gorącego, powietrza. Za kurtyną widać było - rozmazany - dalszy ciąg korytarza.
Jacenty ostrożnie postąpił jeszcze trzy kroki. Zbliżył się do tajemniczej przeszkody i dokładnie ją obserwował. Po chwili odwrócił się w kierunku pozostałych. Minę miał zdegustowaną.
- Niezbyt to rozumiem - przyznał - ale to chyba tylko gorące powietrze. Warstwa nie jest gruba, najwyżej na palec. Po co to komu?
- Może na wszelki wypadek przepuszczę przez to moją kulę?
- Doskonały pomysł, Tomi!
Jacenty cofnął się lekko, zaś świetlik podryfował w kierunku bariery. Zachybotał lekko przekraczając wzburzoną strefę, by po chwili zalśnić już po drugiej stronie. Tomi przywołał go z powrotem i kula posłuszna jak dobrze ułożony piesek powróciła do swego pana.
- Do licha - Jacenty był lekko zmieszany - sprawdźcie sami, ja tu nic złego nie wyczuwam, a wolałbym nie oberwać kowadłem po głowie za własną nieostrożność.
Tomi i Ururam zbadali powietrzną kurtynę. Mimo że obaj bardzo się starali, oni również nie odkryli w niej nic niepokojącego. Nie wiedzieć dlaczego - zdenerwowało ich to.
- No trudno - stwierdził Jacenty - idę. Nie wspominajcie mnie źle. - dodał jeszcze, po czym przekroczył barierę.
Coś zaszumiało i sylwetka Więza lekko się rozmazała.
- Hej! - jego głos dobiegający zza magicznej strefy był lekko stłumiony - Gorąco jak w piekle, ale poza tym, nic strasznego mi się nie przytrafiło. Możecie przejść!
Mijając powietrzną kurtynę Ururam poczuł jakby tchnienie z hutniczego pieca. Wrażenie trwało jedynie krótką chwilę i oto czarodziej był już po drugiej stronie. Rozejrzał się ciekawie po korytarzu. Był on tu już wyraźnie wyższy szerszy, a jego ściany i strop wykonane z gładkich bazaltowych płyt były dodatkowo wzmocnione parabolicznymi łukami. W niszach po obu stronach stały kamienne posągi o karykaturalnych kształtach przypominające wielkie małpy z granitowymi maczugami w przesadnie długich rękach. Całość sprawiała mocno groteskowe wrażenie.
- No, no - Tomi podrapał się za uchem - zaczynam wierzyć, że naprawdę coś tu znajdziemy.
Ruszyli dalej, wciąż czujnie wypatrując zagrożeń. Nagle płyta pod stopą Jacentego wydała cichy suchy trzask.
- Na ziemię! - wrzasnął Więz.
Nikomu nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Nawet Anderowi. Rzucili się na posadzkę. Ciężkie kamienne pały przecięły powietrze tam, gdzie jeszcze przed chwila były ich głowy. Figury ożyły. Kamienne golemy ponownie uniosły broń do ciosu.
Tomi wyszarpnął zza pasa owalny amulet.
- Dezaktywacja! - warknął.
Najbliższy golem zamarł w pół ruchu.
Ururam skierował na kolejną statuę wyciągnięta z rękawa różdżkę. Strzeliła iskra. Trafiony nią golem zatrzymał się, zżółkł i zaczął się rozpływać, gdy kamień, stanowiący jego istotę przetransmutował się w masło.
Jacenty zręcznie uniknął ciosu maczugi, zanurkował pod lewą ręką figury i dotykając jej ust zawołał:
- Szem-Hamma-Porasz!
Golem odwrócił się, uniósł pałę i ruchem pełnym gracji roztrzaskał postępującego za nim kolejnego kamiennego potwora. Potem jeszcze jednego. Na twarz Jacentego wystąpiły sinoczerwone plamy, gdy skupił on maksymalnie swoją wolę na sterowaniu figurą. Golem zakręcił maczugą wokół swej niekształtnej głowy, po czym posłał ją z przenikliwym wizgiem ponad skulonymi magami - tam, gdzie ostatnia statua usiłowała dosięgnąć swoją bronią Andera, który jednak - piszcząc przeraźliwie - nadzwyczaj sprawnie unikał trafienia. Rozległ się głuchy łomot gdy pocisk wbił się w plecy golema z taką siłą, że ten rozsypał się w kupkę gruzu.
Zaległa cisza.
- Szem-Hamma-Porasz! - mruknął po chwili Ururam z uznaniem - Jeszcze nie widziałem, żeby komuś to zaklęcie się udało.
- Ja też - Jacenty oddychał ciężko - ale musiałem improwizować. O rety... Ależ zaschło mi w gardle - dodał po chwili.
- W ogóle jest tu dziwnie sucho - zauważył Tomi - to pewnie ta bariera... No dobrze. Idziemy dalej. Może teraz ja pierwszy?
- Z miłą chęcią - w glosie Jacentego słychać było ulgę.
Korytarz kończył się ślepą ścianą. Nic nie wskazywało, by było tam jakieś przejście. Żadnego śladu dźwigni, iluzji, skrytki - po prostu czegokolwiek.
- No to klops - stwierdził po kilku bezskutecznych próbach znalezienia czegoś konkretnego Tomi - Nie pozostaje nam nic innego, jak sprawdzić dokładnie boczne ściany.
- A także podłogę. I sufit. - dodał Ururam Tururam - Bierzmy się do roboty!
Wzięli się.
Poprzednia | Jesteś na stronie 13. | Następna |
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 |