Ekskretyment
Kolejny rozdział był juz napisany od lewej do prawej i nawet od góry do dołu, ale niestety został źle rozdzielony, gdyż odcinacz krzywo odciął odcinek. Próbę ratowania sytuacji przy pomocy taśmy klejącej przerwała sąsiadka, która przyszła pożyczyć drabinę, aby wyjąć kurnik z komina. Niestety, nim zdołała zejść do komina, przelatujący na łaciatym, skrzydlatym prosięciu wbitym w kredens za pomocą wielkiego młota barbarzyńca z wielkim toporem podłożył pod nią ogień (zawsze miał kłopoty z zapamiętaniem TPCN (Trzech Podstawowych Czynności Najeźdźcy - dop. podwornego rozszyfrowywacza skrótów) - dop. ZZZZ (Zależnego Związku Zjadaczy Zwierząt - dop. pds (patrz wyżej - dop. bezokiego kangura))). Niezależnie od tego, na kaleki rozdział spadła kanapka ze szlamem, oczywiście zgodnie z Prawami Murphy'ego, czyli stroną oszlamowaną do dołu (chociaż w tym przypadku było to bez większego znaczenia, gdyż szlam i tak przeżarłby się przez chleb - dop. głównego degustatora). Rezultatem był źle rozdzielony rozdział z wypalonymi szlamem dziurami, lecz to jeszcze nie koniec, gdyż przeszło po nim stado miniaturowych borsuków dwuogoniastych, które zostawiły po sobie pamiątki. To, co zostało, zjadł różowy kaktus. W tej sytuacji jedyne, co pozostaje, to rozpoczęcie jeszcze kolejnego rozdziału...