Ekskretyment
W miednicy ze szpachlówką pływały trzy kalosze, jeden grucha, drugi japko, trzeci podpłomyk. Nad płomykiem z kolei piekły się tory. Tory, jak to tory, wyszły i wpadły do muszli. Kiedyś będą z nich perły. Albo wyszczerzone szczeżuje. Albo plany renowacji sieci tramwajowej. Albo drzewa cytrynowe. Ale tak albować to sobie można, bo gdyby babcia miała rzęsy, to albo jeleń albo paprotka. Albo potrawka z jamnika. Ziele to nie tak wiele, jak rzekło martwe cielę, które wiele miele w niedzielę. A kto miele w sobotę, ten zostanie kotem. Albo indorem. Albo przedłużaczem. Baran zaś z autobusu również toteż owszem albo i ponieważ zaprawdę albowiem że tak powiem. Albo i cukinia. Wątróbka z dżdżdżdżownicy najlepsza jest, gdy dżdżdżdżu jest pełno w dżdżdżdżysty jakiś dzień. Albo podczas chrzcin fiijołkowego mamuta bengalskiego. Conieco zagmatwana jest sprawa dopłat do bagiennych oparów, albo jednorożec. Ewentualnie albo charakterystyka złoża i transport urobku. Śpiewająca księga mocy, albo albo albo, albo lub. Lub zdecydowanie ma prawo czuć się niedoceniane, albo oraz tudzież. Zaprawdę. Mniejsza o to. Wpadł elf do dziury, jak zamruczał leszcz bury. A w dziurze były róże oraz ekhem knurze. A taki wierszyk już kiedyś był, ale się zmył, bo spłynął krwią oraz Dunajcem. Nie ma to jak ciasteczka z trującego bluszczu. Albo pnącego też. I koniec rozdziału. Albo i początek, lub środek. Ale chyba jednak albo lub koniec, bo ośmioskrzydły bizon zaklinował się w salaterce na miodowe precelki.